niedziela, 28 sierpnia 2016

Trancepesilum "Siostry Słońca i chłodu"




Członkowie Trancepesilum mieszkają i tworzą w województwie podkarpackim, a grają jako grupa od trzech lat. Dotychczas dali kilka koncertów na południu kraju (w tym występ na Muzycznym Mielcu), a dwa ich utwory były odtwarzane m.in. w Radiowej Trójce. Na swojej stronie facebookowej mają niewiele ponad stu fanów (w chwili pisania 126). Jest to jeszcze zespół początkujący, mało znany na scenie - z pozoru aż chciałoby się powiedzieć "hipsterka". Gdy sprawdzimy do tego, jak opisują swoją muzykę, otrzymamy wizerunek lekko wahający się ku postaci kontrowersyjnej Comy, co wygląda tym bardziej podejrzliwie.

Jako jeden z niewielu zapewne posiadaczy egzemplarza albumu bardzo bym jednak chciał, by panowie uzyskali jakąś większą popularność, powiedzmy na poziomie kilku tysięcy fanów. Ich skromna twórczość, dotychczas utrwalona jedynie jako te sześć utworów na "Siostrach Słońca i chłodu", przedstawia się bardzo dobrze. Muzycy określają ją jako "trance fusion" lub "fusion rock" (źródła mówią różnie). Ja na początku słuchania znalazłem głównie trochę brzmień spod Ścianki na "Dniach wiatru". O tym dziele przypomina "Transmutacja", otwieracz "Sióstr". Zarówno tam, jak i na tytułowym utworze z wydanej w 2001 płyty mamy niespieszne tempo, cichą i dość kolorową atmosferę oraz z lekka poetyckie linijki. W ogóle cała warstwa liryczna debiutu Trancepesilum jest trochę zadumana. Nie ma wcale rymów; wyznań miłosnych i komentarzy do świata też raczej nie posłuchamy. Przeważają natomiast intelektualne, nieśmiałe opowieści o ludzkim umyśle.

Mimo tych muzycznych skojarzeń na otwieraczu, dalsza część albumu to właściwie artystyczna niezależność, dosłowna alternatywa. Muzycy korzystają głównie z tradycyjnego rockowego instrumentarium i klawiszy, ale faktycznie tworzą inną jakość, której dotychczas nie opisano. Utopijny styl kompozycji "Wołanie", "W sobie" i "Pamięć" należałoby określić jako neo-psychodelię z manierą jazzową. Szybsze utwory - "Rzeczy złe" i tytułowy - posiadają trochę więcej naleciałości rockowych, lecz charakterystyczna gitara Ireneusza Dyły i dudniący bas Radosława Grzebyka wybrzmiewają z wyraźnie "własną" wrażliwością. Po zaznajomieniu się ze stylem zespołu będzie można bardzo łatwo rozpoznać ich utwory. Zwykle na tym blogu nie ustalam poziomu muzyki na podstawie jej wtórności czy oryginalności, ale muzyka tych panów aż chce wyznaczyć nową modę w muzyce, co przedstawia się naprawdę intrygująco. Sądzę, że postanowili rozwinąć tereny odkrywane na wspomnianych "Dniach wiatru" o elementy trance i fusion. Tego trance nie jest tu akurat za dużo - syntetyzator obsługiwany przez perkusistę Tomasza Zamorskiego bierze też klimaty z nu jazzu.

Ja jakby co jestem zachwycony. Gdy usłyszałem w Radiowej Trójce "Transmutację", poczułem się lekko wstrząśnięty. Przedtem takiej muzyki nie słyszałem właściwie nigdzie, nawet od wspomnianej kapeli Cieślaka. Oczywiście nie chcę kreować tych muzyków na "zbawców rocka / jazzu", twórców jakiejś kolejnej rewolucji, ale gdyby tak ściągnąć do nich więcej odbiorców? Mogliby na przykład zapisać się do wytwórni Instant Classic, która miała za sobą "niskobudżetowy rock'n'roll", "wizjonerskie" produkcje projektów z Jakubem Ziołkiem, cage'owski minimalizm... Oni tam pasują pod tym względem jak ulał. Do tego siedziba jest niedaleko, bo w Krakowie, a dla nich to raptem województwo obok. I nie chodzi o ewentualną dostępność materiału na często zwiedzanym przeze mnie Bandcampie (dwóch utworów nie można znaleźć nigdzie w sieci). Jak już kiedyś mówiłem, produkcje Instant Classic zyskują wysokie poparcie wśród odbiorców polskiej muzyki alternatywnej, a chętnie bym widział więcej recepcji twórczości Trancepesilum. Na razie mam tylko swoją.

Oni już mają wysoki potencjał. Ten kazus przypomina mi trochę sytuację z 2014, kiedy to rewelacyjną epkę (mówię poważnie) wydał duet Babie Lato, co prawda tworzony przez trochę bardziej doświadczonych członków, ale nie było tu poważnego rozgłosu. A i tam było widać jakieś zalążki rewolucji. Z niszowym odzewem na Trancepesilum jest dość podobnie. "Siostry Słońca i chłodu" to bardzo mocny debiut, właściwie pozbawiony większych wad. Gdybym już na siłę jakichś miał szukać, to ewentualnie mógłbym przyznać, że ten zryw pianina w środku "W sobie" mi nie podszedł za sprawą pewnej spontaniczności. Nie wymagam jednak, żeby zrobili go na nowo. To ich pierwsze wydawnictwo. Jeszcze lepsze są przed nimi.

8,7 Trancepesilum "Siostry Słońca i chłodu" [wydanie własne 2016, rock psychodeliczny / fusion / neo-psychodelia / acid jazz / nu jazz*]
* oczywiście ta klasyfikacja trochę na siłę...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz