piątek, 5 sierpnia 2016

Burdock "Regular Pukie"




W wywiadach mówili, że bardziej inspirują się Beatlesami i Grechutą niż B-52's, do których byli porównywani ze względu na skład. Korzystali z automatu perkusyjnego. Mało śpiewali po polsku. Otrzymali jedną nagrodę na Jarocinie 1990. Swoją działalnością podbudowali co najmniej połowę Gdańskiej Sceny Alternatywnej. Dziś prawie nikt o nich nie pamięta. Ale muzyka przetrwała do dziś, mimo że ich jedynej kasety nie można chyba nigdzie kupić. Materiał pojawił się w serwisie Soundcloud - co niektórzy powiedzą, że jego wartość spadła. Niby trochę tak, ale to wciąż brzmi rewolucyjnie. O dziwo, muzycy z Burdock zarzekali się, że nie chcą być wirtuozami i eksponować swoich umiejętności. Stawiali prędzej na zabawę, pomysły i same utwory. To właśnie słychać na "Regular Pukie". Jest to jedyny ich album, który odniósł naprawdę małą popularność, która w wypadku grupy i tak opadła po Jarocinie. A szkoda, bo tam muzyka jest faktycznie angażująca i energetyczna. Bardziej nawet od samych B-52's, których utwory bywały naprawdę czerstwe ("Love Shack"). Jak słusznie ktoś napisał w internecie, "Burdock wyprzedzali swój czas". Być może jeszcze i nasz.

Bzyknięcie syntezatora i telefoniczny głos mówiący "There's the number, 24217040" idealnie wprowadza w całość. Figlarnie, ale i mocno skomponowany "Hello" to zresztą utwór, za sprawą którego w ogóle poznałem tę grupę (teledysk leciał na Kino Polska Muzyka, nie znajdziesz go nigdzie). W gruncie rzeczy nie potrzeba opisywać ścieżek osobno, wszystkie są zagrane tak samo. Brzmienie "Regular Pukie" jest teoretycznie osadzone w nowej fali. Przez cały czas jednak zespół gra agresywnie, bez lenistwa, a do tego z ekspresją i werwą, jakiej nie usłyszy się w nagraniach Joy Division lub nurtu new romantic. Jednocześnie grupa puszcza oko do dokonań Beatlesów - teksty są pozbawione skojarzeń i specyficznej formy. Mało utworów przekracza też długość 3 minut. Przez cały czas słuchamy prostego, tanecznego, głośnego rocka (za wyjątkiem ostatniego na grajliście basowego miksu "Hello"). Co niektórzy złośliwcy pewnie powiedzą, że to był kolejny nudny kolektyw, któremu zależało tylko na graniu. Niesłusznie. Bo jednak wbrew własnym deklaracjom grupa faktycznie składała się z wirtuozów - pod względem błyskotliwości kompozycji. Za to moja recenzja okazała się generyczna. Nie potrafię jakoś znaleźć odpowiednich słów, by opisać to, co się dzieje na kasecie. Zostało mi jedno: dzieci, słuchajcie tej muzyki. Na wasze imprezy przyda się jak nic.

9,2 Burdock "Regular Pukie" [Loud Out 1993, nowa fala]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz