sobota, 6 sierpnia 2016

Taco Hemingway "Wosk"



Filip Szcześniak z pewnym powodzeniem stara się zostać nową "uniwersalną" gwiazdą polskiego hip-hopu. Wyraźny hype na jego postać i twórczość od pewnego czasu ma się naprawdę dobrze. Facet zapowiedział już pełnoprawny album studyjny, promowany bardzo niezobowiązującym, bardzo letnim singlem "Deszcz na betonie", do którego zrobiono słaby teledysk (nie jego wina). Przeczuwam, że "Marmur" przekształci popularność rapera w kult jednostki. Objawy zauważyłem właśnie niedawno za sprawą czwartej (włączając anglojęzyczny debiut) epki "Wosk", opatrzonej okładką nawiązującą do Drake'a i wrzuconej w sieć za darmo, tak samo jak robiło to wielu artystów poprzednio. Przy jej premierze ludzie wydawali się rzucać na materiał tylko dlatego, że to Taco Hemingway. Marka osiągnięta w półtora roku.

"Skąd ta teza", pytacie się. Niedawno opublikowano recenzje wydawnictwa i nie wszystkie są miłe. Marcin Flint na Interii wystawia 5/10, troszcząc się o "deficyt flow", "nieprzyjemnie knajacki ton" i narastającą czerstwotę. Piotr Szwed ze Screenagers daje 4/10, krytykując kontekst "Kół" i bezcelowość warstwy lirycznej. Popkiller publikuje reakcje redaktorów, gdzie co niektóre wyrażają niepokój o karierę Taco. Ryszard Gawroński w dziale "Krótka piłka" na łamach Porcys kwituje całość oceną "łapka w bok" i chiptune'ową wersją jednego z utworów, aczkolwiek wynika to z pewnej sceptyczności zaznaczonej tamże już wcześniej (5/10 dla utworu "6 zer"). A fani mają pewnie to wszystko w przysłowiowej dupie.

Pomiędzy hype'em a strachem postanowiłem podsłuchać epkę. Wyszło jak zwykle - prawda leży pośrodku. To znaczy, słabe recenzje są podobnie przesadzone co entuzjazm fanów, choć niezbyt każde. Na epce teksty są w porządku - może i faktycznie nie błyszczą, bywają napisane bez pomysłu, ale udało mi się wyłapać fajniejsze linijki, choćby tę o 2pac'ku i Nosowskiej albo całą opowieść w "BXL". Dużo natomiast robią podkłady. TH miał nosa, wybierając Rumaka jako beatmakera; także i teraz się udało z Boruccim. Muzyka na "Wosku" jest nieco mroczniejsza i bardziej wycofana niż poprzednio. Przyciąga na tyle, że słucha się jej jednak z pewną fascynacją, nieraz większą niż przy rapie. Ciekawią także niektóre sample - oczywiście są te tradycyjne, znane z "Umowy o dzieło", ale i odgłosy autentyczne (francuskojęzyczny GPS we wspomnianym "BXL").

Nie zauważyłem zaś zmian co do samego rapu. Jaki flow jest, każdy słyszy - to wciąż ten sam wycofany, młody głos, jakby z miejsca obok opowiadający o wszystkim, także gdy Taco jest w centrum wydarzenia. Na mały eksperyment pozwolono sobie w jamajskawym "Wietrze", gdzie tradycyjna zwrotka przeplata się ze spokojnie prowadzonym refrenem. Zabieg całkiem udany, choć sam utwór prawdopodobnie najsłabszy właśnie z uwagi na podkład, lekko zbliżający się do "Deszczu na betonie". Ogółem, całość faktycznie brzmi, jakby Taco chciał zostać nową Nosowską - ambicje zawsze bywają głupie, ale on ma realne szanse. A ja patrzę na to, niczym on sam na wszystko, z boku.

7,1 Taco Hemingway "Wosk" [wydanie własne 2016, hip-hop]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz