9,3 Syny "Orient" [Latarnia 2015, post rap / hip-hop abstrakcyjny]
Ten projekt musiał być sukcesem i był. W założeniu długograj miał kłonić się staremu, klasycznemu hip-hopowi. Ostateczna forma wywołała jednak porównania do dokonań Niwei - mało trafione. Co prawda rap faktycznie lekko wycofany i niby "autystyczny", a podkłady dziwne i niepokojące, lecz mamy inny przekaz. Bąkowski w swoich tekstach naznaczał pewną "nieśmiałość", na nic się nie rzucał. Piernikowski zaś mówi jasno o wszystkim, co mu zalazło w głowę. Całość konkretna, a sama z siebie uzależniająca.
8,9 Underworld "Barbara Barbara, We Face a Shining Future" [Caroline / Astralwerks 2016, tech house / house progresywny]
Stary dobry Underworld. Co prawda pewnie nie nagrali nic lepszego niż "Born Slippy .nuxx", ale się nie silą i robią swoje. Nowy album Ricka Smitha i Karla Hyde'a to tradycyjny tech house, oparty na sympatycznych tłach oraz spokojnie śpiewanych "hasłach". Świetny jest początek - transowe, donośne "I Exhale" i klarowne, radosne "If Rah". Dalej mamy już bardziej konwencjonalne, łagodniejsze rzeczy. Niestety latinowski "Santiago Cuatro" raczej niepotrzebny. Początkowo może też drażnić ckliwość "Motorhome".
8,5 Jamie xx "In Colour" [Young Turks 2015, electronica]
Hype na to wydawnictwo miał wiele przyczyn - jedni po prostu pokochali sobie "Loud Places" lub "I Know There's Gonna Be (Good Times)", inni rzucili się na "In Colour" jako fani The xx, a jeszcze inni chcieli po prostu sprawdzić przyczynę tego hype'u, samemu go w efekcie nakręcając. Ja rzuciłem się na płytę za sprawą "Hold Tight" (toż to forest techno) i "The Rest Is Noise" (pianino!). Cały album sympatyczny. Pod względem postaci, węszę stąd lekki ukłon ku The Avalanches - wiecie, tyle sampli i nagrań z rozmówek.
8,8 Swans "The Glowing Man" [Young God 2016, folk rock / rock progresywny / noise rock]
No, spoko. Nie należę ani do fan-bazy, ani krytyków tej grupy. Dla mnie po prostu są i grają, jak chcą, nawet jeśli nowy album zdecydowanie dobry. Zaintrygowało mnie natomiast, że to ich nowe nagranie (ponoć ostatnie w tej formie), wbrew temu, co czytałem w mediach, jest głównie folkowe. Dużo tu słychać gitar akustycznych, a spodziewałem się surowego, wściekłego rocka. Owszem, ten tu jest (utwór tytułowy), ale na ogół dostawałem tajemnicze, niepozorne pejzaże, gdzie cierpliwość chcą wyczerpywać głównie wokale. Ale fajne. Panowie, 8,8 wam daję, a teraz sio.
Bardzo melancholijna muzyka, gatunkowo będąca powrotem do "Homogenic". Kilka utworów naprawdę chwyciło mnie za serce lub przeszyło po uszach, ale na pewno nie ma wśród nich "Lionsong", którego głównym minusem jest obecność po "Stonemilker", zwłaszcza że sam brzmi jak jego ulotny brat. Trochę też martwi idea ostatnich trzech utworów w kontekście reszty, w książeczce do płyty nie podpisanych "x months before/after". Można je było wydać poza albumem i jako osobną epkę, zwłaszcza że "Quicksand" ewidentnie brzmi jakoś "na odwal". Poza tym nie mam zastrzeżeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz