sobota, 3 grudnia 2016
Brda "Światło wody"
Jesteśmy w samochodzie, jedziemy sobie na jakąś długą wycieczkę - na wakacje powiedzmy. Na niebie świeci Słońce, nie ma chmurek, dobra letnia pogoda itd. Jest tak ładnie i ciepło, że wszyscy w autku są śpiący i niemrawi, nikomu nie chce się nic robić. Pasażerowie są miło rozleniwieni i ospali - tylko kierowca co pewien czas podpija RedBulla i trzyma w zanadrzu mapkę. Nie ma żadnego napięcia na nic, jest jedynie spokój i zupełna cisza. Lubię takie sytuacje, powiem szczerze. Dopóki Słońce mi nie oślepia oczu, czuję się wtedy naprawdę dobrze. Chociaż cieszę się z nadeszłej właśnie zimy i ładnego jak zawsze śniegu na trawach i łąkach, nie miałbym zbyt wiele przeciwko temu, by się teraz tak lenić w samochodzie. Tym bardziej, że niedawno poznałem "Światło wody", album, który jest prawidłowym muzycznym tłem pod coś takiego.
Oto przed chwilą podałem podręcznikowy przykład "muzaka". Jest to niestety słowo o negatywnym znaczeniu, mówiące coś takiego: "eee, nudne granie pod nudne zakupy w sklepie, pod zanudzanie w windzie". Faktycznie, muzak nie jest stworzony do zachwycania, bądź bycia chwytliwym. Na ogół umila nam tylko czas pod nieekscytujące sytuacje. Osobiście jednak mam sympatię do postaci muzaka, bo chociaż coś takiego może przynudzać, to przynajmniej brzmi zawsze sympatycznie i nieinwazyjnie - no dobra, na pewno jeśli się nie lubi imprezowych kałów z fabryk przebojów, które przecież dawno zaczęły szwankować. "Światło wody" jest teoretycznie takim muzakiem. Kompozycje zagrane rzetelnie i bezpiecznie, nieraz wprawdzie improwizacyjnie, ale na tyle harmonijnie, że łączą się prawie w jedną całość. Z pozoru mógłbym określić takie granie nijakim i niepotrzebnym, ale album Brdy przez żaden moment słuchania go przeze mnie jakoś nie usypiał. Jest to bowiem muzyka melancholijna i na swój sposób przepełniona jakimś urokiem. Do tego post rock w wykonaniu zespołu nie brzmi zbyt odtwórczo i byle jak.
Bardzo dużo robi na pewno perkusja Marcina Karnowskiego, który swoimi popisami zachwycał ostatnio także na "Piosenkach kolonistów" Variété bądź "Spacji kosmicznej" George Dorn Screams, wobec czego jeśli słuchacz zna te płyty, to powinien przewidzieć zrytmizowanie "Światła wody". Ostatecznie trochę bliżej im do tej drugiej grupy z uwagi na profil wokalistki Joanny Frejus w składzie i jej bezpretensjonalny śpiew. Jednocześnie nie ma ograniczenia do schematu wiosło+bas+perkusja - nieraz pojawia się trąbka Wojciecha Jachny (genialny melodeklamowany "Wieczór", "Fałes"), tamburyn (też "Fałes"), mój ukochany flet ("Na zewnątrz"), gitara akustyczna ("Głos na samotność", "Horror", "Podranek" i tytułowa piosenka). Motywy na tych wszystkich instrumentach nie spływają tak sobie po odbiorcy, umieją zwrócić na siebie uwagę, przy czym nie są też specjalnie nachalne - powiedzmy, że w ludzkim języku mówią po prostu "jak się masz?". Podoba mi się jeszcze sporadyczna zmiana klimatu z "samochodowego" (patrz pierwszy akapit) na tak samo skuteczny i wyśmienity "poranny" bądź "leśny" we wspomnianych kompozycjach na gitarę akustyczną. To wszystko pokazuje, że nie sposób się roztopić przy Brdzie, skoro nie używa tylko jednej techniki na granie, z tym że równie doskonale "Światło wody" z uwagi na swój standardowy styl sprawdza się jako muzak na długie wyjazdy samochodem.
8,6 Brda "Światło wody" [wydanie własne 2016, post rock / dream pop]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz