czwartek, 29 grudnia 2016

Niechęć "Niechęć"




Styl wzorowany trochę na jakieś zaburzenia afektywne dwubiegunowe - jesteśmy jazzowi, ale chcemy być rockowi, a w ogóle, niech was to nie obchodzi. W prasie dziwne deklaracje - drugi album wyrzuciliśmy do kosza, zanim zdołaliśmy go wydać, więc to już nasz trzeci. Wyraźnie nakręcany zgodnie (!) przez dziennikarzy Trójki, redakcję Porcys i obrzydzającą mojego znajomego społeczność RateYourMusic hype, który podobno dopiął swego na etapie debiutu. "Krytyka jest łatwa, a sztuka trudna". Łatwo mi by było nomen omen kompletnie zniechęcić się do całości, jako że znałem gorsze, doszczętnie już zryte w radiu fragmenty ich drugiego albumu, a do tego byłem lekko przybity informacjami prasowymi o płycie.

Pierwsza ścieżka, zatytułowana "Koniec", wzbudza we mnie mieszane uczucia. W środku bowiem chwytliwy, lecz toporny, saksofonowy motyw miesza się z żywą perkusją, a żeby było bardziej niejednoznacznie, występuje podnoszący akcje do góry wtręt ambientowy. W ogóle niejednokrotnie na tym albumie panowie pragną poszpanować swoją erudycją i "wyczuciem", więc kroją te swoje hooki na trąbce, gitarze, pianinie... Nie chciałbym się czepiać, ale wychodzi im tylko jeden. "Krew" oferuje skutecznie rozdzierające wycia saksofonu, które wzbudzają współczucie. I nie szkodzi już, że gdy nadchodzi regularna gra, wchodzi trochę nonszalancki i "zmęczony" riff gitarowy. I tak to najlepszy fragment self-titled. Tylko że następny utwór "Widzenie" naznaczony jest już topornie lecącym motywem pianinowym, łatwym do pomylenia z poprzednim. Innym "chwastem" jest "Rajza". Klawiszowa zagrywka, która miała chyba przypominać środkowy Myslovitz, zalatuje słabszymi dokonaniami Lao Che.

Niemniej to tylko połowa albumu. Reszta nie jest tak ofensywna, prezentuje się przyzwoiciej, normalnej, może nie przebija tej "Krwi" - ale jest po prostu bardziej spójna poziomem. Panowie tu się tak nie szarpią na elegancję i lśnienie, kroją bardziej smaczny jazz rock. Wprawdzie w zamykającym "Trzeba to zrobić" robią mały odlocik, lecz że tak powiem kontrolowany. Inaczej mówiąc - w bardziej jednolitych formach "Niechęć" przedstawia się lepiej.

Na ogół płyta wyraźnie pokazuje pewną bolączkę grupy. Rozumiem, że muzycy chcą pokazać swoje korzenie, swoje ambicje itp. Widzę tę całą ich szlachetność i staram się ją doceniać, niemniej self-titled miejscami cierpi na słabsze motywy. Panowie, nie szalejcie za bardzo ze swoim PR i pochylcie się może trochę dłużej nad kompozycjami, na razie wasz styl nieco szwankuje. Czyżbyście byli tego świadomi i przez to wyrzucili "drugi" album do kosza?

6,3 Niechęć "Niechęć" [Wytwórnia Krajowa 2016, jazz rock]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz