środa, 28 grudnia 2016
Susanna "Triangle"
No głupio mi powinno być, skoro jako pierwszy opisuję tę płytę tu w Polsce i przede wszystkim ode mnie ludzie powinni coś wiedzieć. Ale nie jest, bo zajmowałem się na takich samych prawach nowym Michałem Wiśniewskim.
Na bieżąco żaden portal się tym nie zajął.
Coś tam redaktorzy Porcys mogli wprawdzie naskrobać, ale napisali tylko o singlu, teraz robią rekapitulacje i o biednej Norweżce nic.
Trudno, często tacy bywają.
Dlatego zdecydowałem się po nich przejąć pałeczkę. Właściwie to miłe, gdyż na swój sposób to jeden z najbardziej intrygujących krążków 2016 roku.
Susanna Wallumrød muzycznie jest taką jakby kobietą po przejściach. Wyrobiła sobie następujące curriculum vitæ: zespół The Magical Orchestra wydający poprzez Rune Grammofon, cover album, współpraca z szanowaną koleżanką Jenny Hval, własna wytwórnia...
Wystarczające, by wyrobić sobie jakąś solidną personę na scenie, aczkolwiek szansę na to chyba odrzuciła, bo w tej chwili nie ma takiego rozgłosu co tacy choćby Mats Gustaffson, Ulver czy Hval właśnie. Stąd jej jedenasty już album studyjny to rzecz technicznie ekscentryczna.
Nie ma się co dziwić, gdy odkrywa się jej podobnie nietypową treść.
"Triangle" to płyta eteryczna, drobna, filozoficzna.
Jej warstwa muzyczna płynie niespiesznie i gładko; jest oparta na łagodnych falach dźwiękowych, spokojnej grze instrumentów, pojedynczych nutach.
Nie ma tutaj żadnych dramatycznych zrywów, nic się nie wgryza nawet w wypadku bardziej zwartych struktur. Kompozycje posiadające charakter twórczości późnej Björk wchodzą pod skórę pomału, szczególnego rabanu nie robią, a mimo to nie nudzą. Ciekawią wręcz swoją tajemniczością, zresztą razem jest ich na albumie 22 i wiele nie przekracza trzech minut.
To rozdrobnienie dzieła świadczy o jego kruchości, ale jak to się przyjęło, kruche bywa bardziej trwałe, dlatego też całość sama w sobie prezentuje się spójnie.
Ta ulotność muzyki jest podyktowana filozoficznością tutejszych tekstów.
Słowa na albumie, napisane wszystkie przez samą Wallumrød, koncentrują się na duchowości, świętości, sprawach ostatecznych, czasie. Opowiadają o różnorakich przeżyciach duszy, od bólu po strach. Bardzo dużo linijek się powtarza i trzonuje w celu eksponowania uczuć.
Oddziaływanie warstwy tekstowej na muzykę jest logiczne - od zawsze filozofia była tematem trudnym nie tylko do pojęcia, ale w ogóle do ruszania.
Nie przestała pozostawać kwestią wymagającą ostrożności i hodującą niedopowiedzenia. W czasach zainteresowania duszą starano się z nią postępować właśnie na lekko, przypomnieć choćby sztukę i literaturę baroku czy romantyzmu, gdzie również widzimy te wszelkie subtelności.
Tak samo jest właśnie na "Triangle".
Być może z tych powodów mało kto rozgryzał jej temat. Ale tego dojrzałego albumu nie należy analizować. Wystarczy posłuchać. Poezja śpiewana pełną gębą.
Za pierwszym razem "Death Hanging" prawie mnie doprowadził do płaczu.
9,1 Susanna "Triangle" [SusannaSonata 2016, baroque pop / indie folk]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz