piątek, 7 października 2016

Kombi "Nowy album"




Trochę się bałem tego "Nowego albumu", że tak przyznam na początku. Znałem już wcześniej utwory sąsiedniego projektu Kombii przez dwa "i" na końcu, a wszyscy wiemy, jak przesłodzone były te produkcje. Nie zawsze jakieś złe co prawda, ale na pewno bardziej naiwne niż porządne, surowe klasyki z lat 80-tych typu "Nie ma jak szpan", "Inwazja z Plutona" czy "Przytul mnie", powstałe przecież z udziałem Sławka. Owszem, dzisiaj Skawiński i Łosowski mają różne wizje na muzykę, ten pierwszy gra przez cały czas od 2004 inaczej niż drugi, ale i tutaj było niebezpieczeństwo banalizacji muzyki. Mam na myśli to bardzo gustowne, staranne wydanie, którym często właśnie przykrywa się słabą wartość artystyczną albumu. Gdy jednak zajrzałem do wnętrza digipaku, zauważyłem w wypisanym składzie po prawej, że przecież nie mają normalnej solowej gitary elektrycznej w instrumentarium. A to dało przeczucie, że muzyka będzie wartościowa. I słusznie.

"Z okazji naszego 40-lecia nie chwalimy się wylansowanymi przebojami [...] lecz przedstawiamy całkowicie nowy album [...] Zawarłem w nich [piosenkach] wszystko, co grało mi w duszy" - mówi Sławek Łosowski w przedmowie po lewej stronie opakowania. I to pewnie dlatego tak miło się słucha tej nowej płyty. Owszem, jest okolicznościowa, zawiera teksty Cygana i Dutkiewicza, ale nigdzie nie brzmi jak nagrana na siłę, jak to mogłoby się stać pod względem presji fanów. Najwyraźniej klawiszowiec miał szczęśliwy traf w postaci obecnej podówczas weny i wiedział, co sam z siebie chce zagrać. Bo to często jest tak, że dzieła nagrane na luźno wypadają lepiej od "przymuszonych". A że w kompozycjach pojawiają się stare dobre "łosowskawe" klawisze oraz wokal podobny do Skawińskiego - powtarzam, wokal - to tylko lepiej. Mimo wszystko, jak zaznacza Sławomir, przychodzą jeszcze nowe patenty (w jednym z utworów odzywa się raper Jakub Gołdyn - kim on jest i czy to jego debiut?).

Gdybym miał się przyczepić do którejkolwiek piosenki na płycie, to co najwyżej "Gwinei", która trochę za mocno śmierdzi Vangelisem. I na tym kończą się jakiekolwiek wady "Nowego albumu". Cała reszta jest sympatyczna i "naturalnie" przebojowa (kiedyś postaram się to pojęcie wytłumaczyć), a podczas jej słuchania za sprawą tych wspomnianych brzmień starego Kombi po prostu czujemy się jak "u siebie w domu". Normalna gitara co prawda się pojawia, ale głównie w tle, wobec czego nie usłyszymy jakichś miauczących solówek spod "Śladu" tamtej grupy Grzegorza, który "wprost rzygał muzyką Kombi". Jest jedna solówka gitarowa w instrumentalnym "Słonecznym dniu", ale za to wdzięczna i nie wdzierająca się do ucha. Materiał oferuje także naprawdę mocne refreny, choćby w "Śnie za snem", "Siedmiu piekłach", "Na dobre dni", co tylko udoskonala kompozycje.

Przyznaję, płyta nie jest jakaś genialna czy naprawdę silna, ale po niej tego akurat nie oczekiwałem. Chciałem tylko spokojnej, umilającej czas muzyki i taką usłyszałem. Jakby Łosowski chciał coś jeszcze nagrać z reaktywowaną grupą - ja nie mam nic przeciw, chętnie bym wówczas posłuchał. Muzyk właśnie przypomniał, kto angażował w przebojach sprzed trzydziestu lat. Kombi, jak dawało wtedy gwarancję jakości z jednym "i", tak daje dziś, zwłaszcza gdy liczbę liter "i" trzeba rozróżniać.

7,4 Kombi "Nowy album" [Fonografika 2016, synth pop]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz