Sześć wydawnictw z ostatnich trzech, czterech lat.
5,1 Zeus "Jest super" [Pierwszy Milion 2015, pop rap]
Album-paradoks z racji, że śmieszny flow ratuje śmieszne podkłady. Całość nie tylko niebezpiecznie zahaczająca o hip-hopolo, ale i schematem chętnie podkopująca Tricky'ego (refreny w bodaj 6 utworach śpiewa pani). Tak w tej otoczce nie należy postępować, by osiągnąć klasę szamana. Do tego zgrzytające dziecięce chórki. "Będziemy dziećmi" brzmi naprawdę miło przed tym patentem, ale i wówczas nie zobowiązuje. Aha, miejcie szczęście, jeśli nie widzieliście szaty graficznej od środka.
9,2 Mats Gustafsson "This Is From the Mouth" [Utech 2016, free jazz / noise]
Mały, choć intrygujący eksperyment członka Fire. Jedna 18-minutowa kompozycja zbudowana na klawiszowych szumach, walnięciach w dwa zestawy bębnów i norweskim jęczeniu saksofonu. Zaczyna się niepewnie, aby potem powoli nabrać siły na rozwydrzoną końcówkę. Rzecz wystarczająco chora.
7,5 Mgła "Exercises in Futility" [No Solace / Northern Heritage 2015, black metal]
O płytach przereklamowanych nie powinno się za dużo rozprawiać. Tak więc trzeci długograj to po prostu przyjemne łojonko i nic poza tym (no dobra, perkusja w części piątej wymiata). Zakładam, że wszystkie wydawnictwa black-metalowe z 2015 na całym świecie były podobnie niezłe (poza Deafheaven oczywiście, którzy są luźniejsi i bardziej indie).
8,2 Jensen Sportag "Stealth of Days" [Cascine 2013, ambient / sophisti pop / r&b alternatywny]
Nie no, nie fascynuję się męskim r&b. Faceci na ogół mają mniej wyczucia w tej muzyce od kobiet, ich zagrywki słabiej się sprawdzają. Gdy słyszę na przykład chórki wykonywane przez facetów celowo próbujących "piszczeć", mój mózg się lasuje. W praktyce to samo powinno być na albumie Jensenów, lecz oni obronili się przed tą rutyną tłustym ambientem oraz odpowiednimi motywami, przeskakując zarazem resztę smęcarzy o jakieś 2,5 punktu wyżej w mojej skali.
8,3 AKX "So Pure" [Warner 2014, garage rock / soft rock / indie pop]
To takie poboczne przedsięwzięcie muzyczne reżysera komedii "Zamiana". Bardzo nierówne pod względem przesłania, bo raz nienawidzi, a raz jest czuły, a kiedy indziej troszczy się jeszcze o siebie. Cóż, słyszeliśmy to mnóstwo razy, ale tutaj Aksinowicz dorzuca iście sympatyczną warstwę muzyczną (dwulicowe "Stay Long", anemiczne "Demon HIV", niedbałe "Long D**k", utwór tytułowy z surowym pianinem, no no...). W takiej ekspresji to ja kupuję.
8,5 Anohni "Hopelessness" [Rough Trade / Secretly Canadian 2016, avant pop / baroque pop / IDM]
Chyba kiedyś opowiadano już tak o świecie (2011: "Let England Shake", 2015: "Drones"), więc o kontekście nie gadajmy. Charakterystyczny, transseksualny timbre Anohni spokojnie się sprawdza na tle kruchych podkładów (najładniejszy "Marrow") przeplatanych agresywnymi ("4 Degrees"). Bardzo udany kontrowersyjny "Obama" ze względu na ten głęboki, niski śpiew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz