Zastanawiam się, czy ktoś jeszcze pamięta o tym projekcie. Tamten Makowiecki z Idola i dwóch chłopaków z Myslovitz (Powaga, Myszor) nagrali wspólnie i wydali w 2010 avant-popową płytkę. Miała jeden przebój pt. "Doskonały pomysł", ale poza tym było i do dziś jest o niej tak cicho. Szczerze? Mi to nie szkodzi. Dzisiaj odpaliłem sobie tę płytę po raz pierwszy od czterech, pięciu lat - sam nie pamiętam - a po jej odsłuchaniu wiedziałem, że coś tu jest nie tak. Nie wiem, czy to kwestia faktu, że tamtym razem słuchałem tego do bólu często, ale ten projekt okazał się przeintelektualizowany, wręcz przewidywalny. Przynajmniej dla mnie.
Ale spokojnie - kompozycje są w porządku. Jako typowe indie granie sprawdziłyby się jak nic, zresztą podoba mi się np. refren "Świata według bestsellera", zrywy gitarowe w "PJ", wspomniany utwór singlowy wypada jeszcze lepiej. Podstawowy problem w odbiorze płyty dotyczy natomiast zapędów artystycznych muzyków. W końcu 2/3 składu jest z Myslovitz, w muzyce których zawsze można było wyłapać wyższe aspiracje aranżacyjne ("Happiness Is Easy", jakkolwiek brzmiałby głupio, jest jednak świetnym przykładem jako cały album). Twórczość Makowieckiego zresztą przedstawia się podobnie - wintażowe "Ostatnie wspólne zdjęcie", o ile pamiętam (a tego nie słuchałem jeszcze więcej czasu), też było podsycone nowoczesnym brzmieniem.
Te właśnie zapędy zaowocowały nadmiernym upakowaniem utworów w udziwnione hooki i smaczki, które, zamiast ubarwiać utwory, trują je często i boleśnie. Jakby tego było mało, z pewnym czasem stają się po prostu przewidywalne i całości słabiej się słucha. Nie wiem, jak u innych odbiorców, ale nie strawiłem "Jak czujesz się z tym?". Piosenka za sprawą frywolności niebezpiecznie zbliża się poziomem do niesławnego "Dzieci2", przy czym od spadnięcia poniżej ratuje ją normalność kompozycyjna. Owszem, lubię dziwaczne utwory, ale przypadek LV omówiłem w odpowiednim momencie. "Test Voight-Kampffa" ma zadatki na przyzwoitą kompozycję - z czasem większość traci. Wspomnianą gitarę na "PJ" próbuje psuć utopijny klawisz. Takich przykładów jest naprawdę dużo. Do tego jakby celowo inteligentne, filozoficzne teksty - dobrze, że rzadko przewija się śpiewanie o miłości, ale tutaj to prawie sięga autoparodii (już o tytułach nie mówiąc). Chciałoby się powiedzieć "przerost formy nad treścią", ale to tylko zarzut-wydmuszka, tym bardziej, że formy nie ma. Jest więc przeważnie typowe "biurowienie się" (poza otwieraczem).
Dzisiaj ten zapomniany album, ku mojej rozpaczy, przedstawia się tylko przyzwoicie. Myślałem, że wyciągnę stąd coś więcej, co tak właściwie udało się jedynie na "Doskonałym pomyśle", "Nie nadaję się do cyrku" i "Zabrakło prostych słów" - najlepszych utworach na "No!No!No!". Na koniec powiem, że jeśli moja matka przeczyta tę recenzję, będzie na bank zdziwiona, bo między nami mówiąc, do dziś jest ona wielbicielką Myslovitz i Makowieckiego, których płyt dziś i tak nie słucha. No niestety, mamusiu, nie jesteś Pitchfork i nie muszę po tobie gustów kopiować. Zresztą i tak byłoby lepiej, gdyby ludzie o tym dalej nie pamiętali. Dlaczego więc o tym w ogóle tutaj dla was piszę? Opis przeżyć?
6,3 No!No!No! "No!No!No!" [Pomaton 2010, avant pop / indie pop / rock eksperymentalny]
Jestem bardzo dumna :)
OdpowiedzUsuńSuper recenzje:)
Będę tu zaglądać;)