wtorek, 5 lipca 2016

Jesu & Sun Kil Moon "Jesu / Sun Kil Moon"




Album zaczyna się z rockowym przytupem w stylu "Iron Man" legendarnego Black Sabbath, kończy natomiast głębokim, oddzielonym od rzeczywistości ambientem. Powiedz to właśnie zdanie komuś innemu i zapytaj się następnie tego kogoś: kto mógłby to nagrać? O ile nie zna się wspólnej płyty Justina Broadricka i Marka Kozelka, można byłoby rzucić, że nikt. Tak, to prawda, w ten sposób po brzegach przedstawia się "Jesu / Sun Kil Moon".

To dość zadziwiający przypadek. Osobowości tworzące to dzieło mają resztę swoich twórczości po prostu nieprzewidywalną. Najpierw Justin Broadrick. Facet może się pochwalić światowym rekordem Guinnessa w kategorii "Najkrótszy zarejestrowany utwór w historii" na spółkę z pozostałymi członkami Napalm Death, którzy wówczas sformowali piosenkę "You Suffer". Trwa to zaledwie sekundę z kawałkiem, choć nie dziwi mnie to tak bardzo jak fakt, że na angielskiej wikipedii została zaklasyfikowana do comedy-rocka. Przecież to zwykły utwór, nie ma tu się z czego śmiać. A potem mocno spoważniał i zaczął tworzyć industrialny metal u Godflesh. Po załamaniu nerwowym, które miało grupę rozpaść w 2002, stworzył Jesu i poszedł w drone doom, gatunek, spod któego kompozycje trwają średnio 20 minut. Tak było na pierwszym wydawnictwie tego projektu wydanym w 2004, dwuścieżkowej epce "Heart Ache".

Mark Kozelek, chociaż starszy o dwa lata, studyjnie zadebiutował nieco później w slowcore'owym Red House Painters (w dość chamskiej recenzji "Uwaga! Jedzie tramwaj", lekko chyba wychwaliłem ten gatunek). W 2001 mieli spinkę z wytwórnią i porzucili działalność pod tym szyldem. Wtedy Kozelek wszczął Sun Kil Moon, który sobie tworzył i wypuszczał folkowe, gitarkowe płyty i ogółem w praktyce był nieznany do roku 2014 - czasów przehype'owanego (a jakże) "Benji". Dopiero wtedy wszystkie oczy się na niego zwróciły. Śledzący wtedy uważnie scenę indie i recenzje na Pitchfork pewnie pamiętają ten nagły moment jego sławy. Ta szczęśliwie ucichła przy "Universal Themes", zapełnionym co najmniej 6-minutowymi kompozycjami; w jednej z nich pojawiło się nazwisko Broadricka. I to właśnie była prawidłowa zapowiedź "Jesu / Sun Kil Moon".

Czyli mamy: pana Broadricka, metalowca o szerokich horyzontach i pana Kozelka, wycofanego i stonowanego barda. Co jest tak zadziwiające na ich "kolabo"? Chłopacy razem odpływają w rejony, gdzie sami przedtem chyba nie byli. Oprócz jednej kozelkowej kompozycji i czterech broadrickowych, pozostałe pięć to tylko jeden utwór stylistycznie stojący pomiędzy (czyli nienachalny shoegaze) i reszta napakowana elektroniką. Ta właśnie elektronika to najciekawszy element albumu. Komputer wykorzystano w całości w: "Last Night I Rocked the Room like Elvis and Had Them Laughing like Richard Pryor", "Father's Day", "Exodus" i "Beautiful You". Pierwsze dwa to luźna, przestrzenna IDM, którą mógłby grać Aphex Twin, gdyby był trochę łatwiejszym wykonawcą. Następne, umieszczone zresztą na końcu, to smutny, melancholijny ambient, nieco przez to przystosowany do charakteru muzyki Sun Kil Moon. Naprawdę warto je sprawdzić, gdyż to oblicze doświadczenia w postaci "Jesu / Sun Kil Moon" może się ciekawie odbić na ich późniejszych dziełach.

Co poza tym wszystkim? Całość przypomina trochę bardziej słuchowisko niż album studyjny. To za sprawą Kozelka, który "Universal Themes" zbudował w podobny sposób. Na tle gry Broadricka spiritus movens SKM czyta swoje długie, bardzo osobiste historie. Pojawiają się typowe opowieści miłosne i doświadczenia po trasach, ale także rozterki przed-rodzicielskie i wspomnienia o zmarłych (we "Fragile" - Chris Squire z Yes i kolega z młodości, obydwu zabiła białaczka; w "Exodus" - nieżyjące dzieci popularnych muzyków). W kontekście wykonania mamy kolejną niespodziankę. Kozelek, dotychczas tylko skromnie śpiewający, dość śmiało uderza w wyższe noty i różnicuje swój głos w zależności od tła (we fragmentach post-metalowych szczególnie). Stanowi to następny plus płyty, jako że odsłania wysoki potencjał całego performansu wokalisty. Także warstwa muzyczna - absolutnie cała w wykonaniu Broadricka - daje się słuchać z zainteresowaniem, z uwagi na porządne motywy (stanowczy "Carondelet", opadające jak paralotniarz wiosło na "A Song of Shadows", wspomniany shoegaze - "America's Most Wanted Mark Kozelek and John Dillinger" - tylko przykłady).

Następnym zaskoczeniem na albumie są chórki w wykonaniu gości. Warto odnotować ich udział, bo chociaż niespecjalnie duży, to nadaje miejscami smaku kompozycjom. Najbardziej efektowny jest chyba wspólny występ Rachel Goswell, Alana Sparhawka i Mimi Parker na końcu "Exodus". Gdzie indziej usłyszymy Willa Oldhama ("Fragile"), Isaaca Brocka ("Beautiful You"), a nawet samego Justina.

Płyta Jesu i Sun Kil Moona, zapełniająca prawie cały dysk (79:38), prezentuje się intrygująco. Nie wszystkich może zachwycić z uwagi na dobitność udziału jej twórców, ewentualnie przez eksperymenty. Mnie jednak spodobała się w całości. Czekam na kontynuację.

8,1 Jesu & Sun Kil Moon "Jesu / Sun Kil Moon" [Caldo Verde 2016, post metal / ambient / indie folk]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz