sobota, 10 czerwca 2017

Bitamina "Kawalerka"



Trochę więcej miejsca dla gości
Kurczak i jego kości
Dobra oferta proszę pani, ja bym kupił
Na pani miejscu to solidna inwestycja jest

Po raz pierwszy usłyszałem Bitaminę dopiero na początku tego marca. Był wieczór, grało radio, siedziałem sobie przy komputerze i wtedy usłyszałem "Dom". Ok, nie podniecił mnie od razu, ale bardzo szybko zwróciłem uwagę na ten kozacki wokal - mocno naturalny, wręcz nieporadny i olewczy (akcentowanie słów), a mimo to sympatyczny. Gdy zaraz potem zostało odtworzone jeszcze jedno nagranie, tylko się uśmiechnąłem, wiedząc, że ta maniera do mnie trafia. To było przed premierą "Kawalerki", wobec czego miałem początkowo problemy ze znalezieniem nagrań. Kiedy jednak dorwałem się już do "Domu", polubiłem go na zabój. Nie chodzi tutaj tylko o nienachalny sposób śpiewania. To również bardzo rytmiczny, łatwy do wkucia i wynucenia tekst, uroczo nieporadny, miejscami rozwalający chórek, a także lekkostrawna, gitarowa warstwa muzyczna oraz uprzejme skonstruowanie utworu. Wszystko to składa się w całość, którą można bez większego wstydu nazwać "piosenką" - a zwykle unikam tego dość dziecinnego przecież słowa.

Wszedł z buta nowy dzień
Nigdy nie pyta, czy już może wejść
Mówi cześć, siema, heja, ma megafon
I krzyczy do niego, bym wstawał
Widzę, słoń też wrócił

Cała "Kawalerka" jest przeważnie taka sama. Przeważnie, ponieważ muzycznie "Dom" należy co najwyżej do mniejszości utworów gitarowych. W ogóle nie ma tutaj chyba jednego ustawionego stylu. Jest za to w miarę ścisła metoda - bierzemy jakiś sampel lub sami sobie pogrywamy na instrumentach, Mateusz Dopieralski (to on odzywa się na wszystkich ścieżkach - sam robił podstawy pod całość, którą dokończono korespondencyjnie) coś tam pomamrocze lub zaśpiewa, pomiędzy ścieżki powinniśmy doczepić byle które nagrania z domu (w których z kolei usłyszymy głównie Piotra Sibińskiego), i już. Sposób, w jaki to wszystko opisałem, nie obiecuje nic ambitnego wbrew informacjom prasowym, ale formuły się sprawdzają.

Mówią o mnie na mieście, że ponoć to spoko typ
Dużo pali, ale spoko typ

Mogę zgłosić, że istnieją fragmenty jeszcze bardziej chwytliwe od singlowego. "Sam na sam", zbudowany na podobnych patentach, co otwieracz epki "Zachodnia kraina" Babki i Latonia (nie mam na myśli wyłącznie didgeridoo), operuje nimi w jeszcze płynniejszy, bardziej nawet transowy sposób. "Kawalerka na sprzedaż" robi podobnie, dodając manierę w typie "Black Milk" Massive Attack i powoli rozwala słuchacza z każdą następną sekundą. Przy tym wszystkim nie jest to żadna wtórność, bo nie sądzę, żeby panowie inspirowali się tymi dźwiękami (podawałem w końcu fragment dużo smutnawszego "Mezzanine"), albo je w ogóle nawet kojarzyli - bardziej skojarzenia wzbudzające sympatię. Inny fascynujący przypadek to "Tata ma telefon", który zaczyna się w stylu wcześniejszego Massive Attack, a wyrasta ostatecznie do rasowego downtempo znanego z pierwszych płyt Bonobo i DJ Shadowa (przykro mi, ale nic nie poradzę na swoją słabość do fletu).

Ale to jest duże!
Ile tu jest tego

Dopieralski, Sibiński i Amar Ziembiński (to trzeci członek) to dobrzy rzemieślnicy w podjętej dziedzinie. Z czarną muzyką (no dobra, miejscami słyszę harfę) eksperymentują w przyjazny sposób, umieją z niepewnych obszarów wycisnąć zgrabne rzeczy. Jak na ten abstrakcyjny charakter, utwory takie jak orientalne "Przebudzenie", "Ciekawe miejsce" czy zwiewny "Niezmiernie wysoko" okazują się bardzo uporządkowane, a jest tego jeszcze trochę więcej. Z drugiej strony: redaktor na Noisey stwierdził, że płyt Bitaminy słucha się od początku do końca. Nie mam pojęcia, jak to jest z "Listami Janusza", "Placem zabaw" czy "C" - na razie tylko to pierwsze miałem przyjemność raz przejrzeć - ale z "Kawalerką" miał może rację, bo kilka utworów nie do końca się sprawdza osobno tak samo, jak wśród całości. Mam przeważnie na myśli te z drugiej połowy ("Nie wiem jak", "Kuba", "Połamana kołysanka"), w której słychać lekkie zmęczenie i ograniczenie tematu, dość dziwne przeciąganie struny; tym bardziej, że utwory są tam jednak statystycznie dłuższe niż na początku.

Zaczęły się bakacje znów
Lato z Radiem i "Chałupy Welcome to"
Cały dzień będę nucił se, bo nie znam słów
Na co dzień preferuję trochę inny groove

Na "Kawalerce" dużą zaletą jest na pewno warstwa liryczna, której fragmenty pozwoliłem sobie wyjątkowo cytować między akapitami. Sprawia ona wrażenie spisanej na luzie i całkiem elastycznej, co w połączeniu ze sposobem przekazu wyraźnie pokazuje nienapięte nastawienie całości. Jest tutaj wiele linijek, które potrafią przyczepić się do głowy nawet bardziej niż same utwory (zwłaszcza te przybliżane) i chce się je podśpiewywać. Nie dotyczy to jednak takich "Pornosów" - teraz promowanych gdzieniegdzie w eterze - które, skądinąd przyjemne, na tle całości nawet pod względem śpiewu wydają się mało porywające. Cóż, promocja nie musiała być perfekcyjna, skoro już próbowała ("Dom" może zostać jednym z moich singli roku).

Wszyscy kropki i kreski w kalendarzach
Zaraza, zamienili nam życie na emotki

Zasiadając do "Kawalerki", wydawało mi się, że nie dam rady o niej niczego sensownego napisać. Ten album specyficznie podchodzi do hip-hopu, tak jak zeszłoroczny "Splendor & Misery" Clipping., z recenzji którego do teraz jestem niezadowolony. Jednocześnie nowa propozycja ma tematycznie nawiązywać do "Placu zabaw", który z każdym kolejnym miesiącem wydaje mi się coraz mocniej przereklamowany (mimo że rozumiem całą historię), a który przecież ukazał się aż trzy lata wcześniej. Tym bardziej byłem niepewny, ale widzę, że dałem radę się przebić przez temat. To dobrze w wypadku tak ciekawego, niepozornego krążka.

Tutaj jest fajno
I mogę biegać, i... I śpiewać...
Tu jest naprawdę super

8,2 Bitamina "Kawalerka" [Kalejdoskop 2017, jazz rap / hip-hop abstrakcyjny / downtempo / r&b alternatywny]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz