niedziela, 23 kwietnia 2017

Ed Sheeran "÷"




Lady Gaga współpracuje z Kevinem Parkerem, Rihanna go podrabia i w ogóle idzie w eksperyment. Frank Ocean nagrywa z Calvinem Harrisem. Kanye West, A$AP Rocky, Beyoncé i Kendrick Lamar są regularnie hype'owani na Pitchforku i podobnych terenach. Coldplay oraz The Weeknd z kolei po wyraźnym okresie funkcjonowania na marginesie trafiają do odtwarzaczy licznych nastolatek (w wypadku pierwszego wreszcie udało mi się to zrozumieć). Na naszym rynku Gazeta Wyborcza promuje wydawnictwa Instant Classic i pseudo-avant, a Mrozu i LemON próbują nowych stylistyk, zwiększając sobie potencjał. Alternatywa ściera się z mainstreamem i w efekcie traci rację bytu polegającą na sprzeciwianiu się trendom. Wprawdzie już w 2008 Marek Fall ogłosił, że alternatywy nie ma i do tego nie tylko w Polsce, ale to raptem pod względem jej rzekomego poziomu (którego sam nie weryfikowałem wystarczająco szeroko); dopiero teraz przyszły ideologie i działania. W tym miejscu powinienem traktować to jako przekorę wobec siebie, skoro w pewnym czasie - odpowiednim, bo się zmieściłem - odrzuciłem mainstream. Do teraz nie znam 95% przebojów z 4Funów i Esek.

Na pewno traci na tym zjawisku Ed Sheeran (z którego zrobiłem składnik pozostałego 5%). Dotychczas określany w mediach przede wszystkim jako szczery i aksamitny chłopaczek z gitarą, nagle stracił notowania za sprawą przeróżnych sierot alternatywy nazywanej niezalem*. Nie należy za to winić lekkiej zmiany wizerunku opartej na dorastaniu; przede wszystkim to ci biedacy popchnięci w nurt są zmuszeni zabrać jakiś głos. Nie przejmowałbym się tym, gdybym tegoż nurtu unikał tak uparcie i wytrwale jak redakcja WAFP, ale pewnego razu w samochodzie (Eska Rock grała) usłyszałem "Castle on the Hill". Z ciekawości podgłosiłem radio, dopiero w środku kompozycji mając poznać, co to jest i poczułem się pozytywnie zaskoczony. Tak, to jest rzecz do bólu sheeranowa niczym typowe "Thinking out Loud", które kiedyś po kryjomu sam obśmiałem, lecz nie rozpuszcza się aż tak i jest zaiste całkiem ożywcza. Przedtem na Porcys miałem okazję przeczytać, że miejscami nie ma w tym singlu muzyki, ale jeśli opinia ta miała polegać na produkcji nie tak odległej choćby od shoegaze'u, to musiała być ściemą i uprzedzeniem. Zrobiło mi się trochę żal kolesia, który mnie też dotychczas terroryzował hitami "Give Me Love" czy "I See Fire", w stosunku do których jestem skłonny odnotować teraz pewien progres. Trochę analogicznie do Michała Wiśniewskiego. [*porównajcie ocenę z poprzednimi dwoma albumami]

Podstawowa zaleta "÷": ten album w żadnym momencie nie okazuje się specjalnie inwazyjny. Zwłaszcza zgrane przez niektórych do porzygu megahity ("Shape of You", "How Would You Feel (Paean)" z fajną solówką Johna Mayera) mogą pozostać sympatyczne, niewysuszone i takie trochę asertywne, a już na pewno się takie wydają po pierwszym przesłuchaniu. Na ogół widać (o ile się odrzuci wszelkie uprzedzenia), że jednak Sheeran przestał się tak patrzeć na ckliwość swojej otoczki i mógł w zamian nadrobić swoje utwory. Przykładem na to zarówno kameralne "Dive" i "Perfect", jak i "Eraser" z mocno zaznaczoną rapowaną zwrotką, która pozwala oczekiwać przyłożenia się do materiału. Niezbyt radykalnie wypada pójście w Irlandię na "Galway Girl" pomimo wybornego, miłego fletu. W drugiej połowie emocje trochę opadają i pojawia się mniej zaczepień na rzecz większej oszczędności, a i tak nie ma się na co skarżyć, jakkolwiek blisko byśmy byli stylu wcześniejszych dokonań. W każdym razie słucham ze względną przyjemnością.

Sheeran w tekstach nieraz wspomina o swojej przeszłości, co powinno być wymowne. Wraz z wiekiem ludzie uczą się na swoich błędach i je wyrzucają, więc niewątpliwie Ed na tej zasadzie mógł się wyzbyć swoich pomiędzy linijkami. Rzeczywiście: niebieska płyta jest krokiem w dobrym kierunku, wskazówką do ulepszenia przebojów i dopracowania artystycznych formuł. Następny album zostanie zapewne zatytułowany "−", ale domyślam się, że będzie to oznaczało optymistyczne rzeczy w typie wygonienia jakichś demonów przeszłości. Wspominałem na początku, że zlanie mainstreamu z alternatywą mu zaszkodziło, ale dzięki temu z drugiej strony on sam może łatwiej znaleźć sposoby na rozwój i jednocześnie zneutralizować niespodziewanych antyfanów, którzy dotąd może nie mieli jak się przebić. O swoich dotychczasowych fanów nie powinien się martwić, bo oni też dorastają i mogą zawsze rozszerzyć zainteresowania poza "+" i "×"; zmiany już teraz zachodzą i jakoś nie kłócą się z rekordami sprzedaży i odsłuchań na Spotify. Co tu dużo mówić, trzymam kciuki.

5,7 Ed Sheeran "÷" [Asylum 2017, pop / folk / pop rock]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz