niedziela, 1 września 2019

Obiekty "Czarne miasto"


Tytułową ścieżkę z "Czarnego miasta" znałem jeszcze na długo przed premierą. Jak to możliwe? Ta sama kompozycja została opublikowana rok temu na minialbumie Obiektów zatytułowanym "Midnight City", gdzie opatrzono ją tytułem "Uber". Ów pierwowzór "Czarnego miasta", choć różni się od nowej, oficjalnej wersji brakiem wokalu i ogólnie mniejszą ilością ozdób, zdołał mnie pochłonąć na tyle, bym zapomniał o drugiej, tytułowej połówce epki, a do osiągnięcia efektu wystarczyły chwytliwy bas i opanowana perkusja. Co więcej, wspomniałem o nim, pisząc eksperymentalnie o małym wydawnictwie Leśniewskiego i Nowackiego (połowa i jednocześnie niejako trzon zespołu Obiekty; pierwsze wspólne wydawnictwo ich samych nazywało się właśnie "Obiekty") pt. "Ślęża". Ot, magia Minimalizmu™. Ale cała czwórka swoje, a oni sami obydwaj swoje. Gitarzyści, gdy są pozbawieni towarzystwa Jacka Świegody i Michała Smolickiego, grają na gitarach pozbawione rytmu ambienty. A przynajmniej w studiu. Na koncercie, na którym poszedłem w czerwcu, miałem bowiem okazję zobaczyć Leśniewskiego i Nowackiego odgrywających "Ślężę" na żywo z Arkiem Lerchem na perkusji i w ten sposób nadających jej nowe znaczenie (później na tym koncercie zagrali So Slow, a jeszcze później całe Obiekty).

Odsłona zatytułowana "Czarne miasto" jeszcze bardziej chwyta, opatrzona dodatkowo zmodyfikowanymi solówkami, klawiszami i "telefonicznym" wokalem, chociaż ostatecznie nieco skrócona względem "Ubera". A na całym albumie są jeszcze trzy ścieżki. Mamy mantryczny, bardzo bujający "Halny" z leciutką perkusją i atrakcyjnym wersem czasami tutaj wieje. "Wawel" rozpędza się przez większość swego czasu, początkowo przypominając osobne dokonania gitarzystów. Przed nabraniem rytmu uwagę przykuwa głos powtarzający trzy zdania z coraz większą paniką i frustracją. "Ku sobie" jest nieco piosenkowy - słychać tam śpiewaną, dosyć radosną melodię - ale cała reszta to te same (skuteczne) patenty znane z pozostałych ścieżek, czyli proste rytmy, proste teksty i krzywe, błądzące gitary. (Trochę dziwi, że nie mogę odróżnić wokali od siebie - śpiewają wszyscy muzycy - chociaż to chyba za mało istotne, by to wyjąć poza nawiasy). Nic nigdzie na albumie nie męczy, nic nigdzie nie irytuje, wszystko płynie przyjemnie. Nie jest to może aż taki poziom wtajemniczenia, który zapewnia Ciśnienie czy So Slow, niemniej z satysfakcją można oznajmić kolejny sukces Minimalizmu™, Obiektów (przyjmując, że pierwszym był "Uber") i przy okazji Instant Classic.

8,9 Obiekty "Czarne miasto" [Instant Classic 2019, rock eksperymentalny / rock psychodeliczny / noise rock]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz