poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Syny "Sen"




Niestety słucham mało hip-hopu. Potrafię ten gatunek docenić i wesprzeć, wczuć się w niego i przyjąć bez większego problemu, ale sam mam opory przed głębszym wchodzeniem w niego. Najwyraźniej to dlatego, że hip-hop wymaga jakiegoś specyficznego nastroju / nastawienia przed słuchaniem, a ja po prostu jestem introwertyczny i tego nastroju nie mogę osiągnąć. W każdym razie nie mam wprawy do sprawdzania np. Kaza Bałaganego czy Rasmentalismu. Jeśli słucham ich w radiu (zwłaszcza w podwarszawskim Radiu Kampus, gdzie jest duuużo rapu), to wówczas wszystko w porządku, po prostu nie wiem, czy jest to coś, co miałbym ochotę głębiej analizować. Co zabawne, wulgaryzmy w tym gatunku - chociaż sam się ich boję używać - nie rażą za często moich uszu, przynajmniej kiedy wykorzystywane w sztuce. Dzięki temu bardzo polubiłem choćby "Przecież ostrzegałem" Legendarnego Afrojaxa (czy pamiętacie jeszcze o tej płycie? ja tak, i jestem zadowolony, że weszła właśnie do Spotify, bo nie kupiłem jej w czasie sprzedaży na CD - bałem się okładki). Inna sprawa, że hip-hop potraktowany, hmmm... łapczywie, staje się dla mnie zwyczajnie ciężkostrawny. Miałem wprawdzie siłę pisać o projekcie, którego przywódca występuje od niedawna w Tańcu z Gwiazdami (domyślcie się), ale tylko ponieważ był wyjątkowo opryskliwy.

Dzięki recenzji na Dwutygodniku udało mi się utwierdzić w przekonaniu, że Piernikowski i Jankowiak tworzą hip-hop przeznaczony po prostu dla osób nieoswojonych z hip-hopem. Można uznać, że Syny - a także, żeby sięgnąć jeszcze szerzej, np. Niwea, Małe Miasta, Bitamina, Adi Nowak - reprezentują rap czysto alternatywny, podchodzący pod osoby nieoswojone z klasycznym, mainstreamowym rapem. W ten sposób wszyscy ci wykonawcy nieco się narażają słuchaczom zwykłego hip-hopu, w mniejszym czy większym stopniu, ale starają się jednocześnie poszerzyć gromadę fanów gatunku jako całego. Owszem, już czuję, jak zaraz ktoś rzuci, że tak samo robili reprezentanci hip-hopolo, tylko że, jak czytam na Interii, taka choćby Verba się zdystansowała w pewnym momencie od rapu. Dlatego czuję, że bez problemu mógłbym Synów i innych doceniać za owe starania.

Natomiast trochę dziwny jest odbiór* twórczości Synów (i razem, i osobno), przynajmniej ten pozytywny. W sensie, może to nieścisłe, ale są oni odbierani jako reprezentacja / reminescencja blokowisk, nowe światło na muzykę "ulicy". Jako uosobienie (no dobra, umuzykowanie) złych emocji, wypędzenie demonów przeszłości, nowy, refleksyjny głos. W ogóle recenzję miałem zacząć od obśmiania wszystkich takich głosów, ale orientuję się, że to po prostu ja sam czuję się coraz bardziej przewrażliwiony na dokształcanie filozofii do muzyki, które jako jedyne mi tak łatwo wpada do głowy. W każdym razie, ode mnie proszę się nie spodziewać analizy życia, stereotypów, schematów, ani nic, bo na to nie mam siły ani rzucanych mi w twarz dowodów. Dla mnie Syny, bez względu na swój przekaz, tworzą tymi swoimi szablonami hipnozę.

Siła ich muzyki, w tym nowego "Snu", polega właśnie na odebraniu świadomości, oderwaniu ze świata; nie w ten własny, a w taki, który pasowałby słuchaczowi. Jankowiak tworzy dziwaczne, nierealne podkłady (szczególnie sekwencja od "Synoski sen" do "Kiedyś byliśmy królami" to bardzo przekonujące combo), a Piernikowski stosuje te wszystkie swoje słowa - wytknięte już nawiązania do dzieciństwa, do ulicy, słowa klucze lub szlagworty ("białas", "g**no", "bluzy kangury") - aby porwać słuchacza w nową atmosferę opartą na tychże fundamentach, ciągle wzmacnianych. Hip-hop jest tutaj głównie formą, nie stosuje się tutaj typowej dla niego treści ani podstawowego przeznaczenia, jedynie jego środki muzyczne. Wszelka bragga (której jeszcze rok temu nie umiałem nazwać; tu np. w "Mój ruch" i "Synoski sen") jest używana nie w celu wystraszenia słuchacza swoją wielkością (nieważne, czy prawdziwą), a dla pokazania, że ma on do czynienia z czymś wyraźnie autorskim, niepowtarzalnym.

Syny w pewnym sensie, obracając odpowiednio wokół siebie i odbiorcy te niedzisiejsze tematy, są hip-hopowym odpowiednikiem twórców polskiego minimalizmu, wielokrotnie przytaczanego tutaj przeze mnie. Utwory nie są takie długie, nie są jednolite i nie zlewają się w jedną całość, a jednak czuć, że "kropla drąży skałę". Biorąc pod uwagę, że Niwea była bardzo chłodna, Małe Miasta specyficznie szkicowate, Bitamina rozdwajała sobie jaźń, a Adi Nowak po prostu kokietował, jak najbardziej można tę muzykę - jako produkt artystyczny, nie manifest - rzeczywiście traktować z szacunkiem.

Aha, i jeszcze jedna rzecz - Piernikowski rapuje / śpiewa tutaj najlepiej, odkąd go słuchałem. Pamiętam jego dziwną manierę na "Oriencie" i "No Fun", która, zgodnie z tym, co wcześniej powiedziałem, miała służyć klimatowi, lecz nie byłem pewien, jak długo na niej on zajedzie, z tym nietypowym ściskaniem i zgrubianiem słów, nawet jeśli to działało. Teraz ta maniera, wbrew temu, co Bartkowski napisał w swojej kolejnej już niespójnej i niepoważnej recenzji, jest łagodniejsza, szersza i bardziej rozluźniona, co stanowi miłą odmianę i, być może, dowód na artystyczną pomysłowość.

*dowody: tututu

8,4 Syny "Sen" [Latarnia 2018, hip-hop eksperymentalny]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz