piątek, 20 kwietnia 2018

Massive Attack "Mezzanine"




"Mezzanine" to temat, który od dawna chciałem zrealizować na czas rocznicy w takiej formie.

"Mezzanine" to album, który dzisiaj obchodzi 20-lecie wydania. To samo świętuje też teraz debiut Boards of Canada, którym natomiast zajmę się kiedyś indziej.

"Mezzanine" to angielskie określenie na półpiętro - jeden z najciekawszych możliwych elementów architektonicznych, znany też jako antresola. Zwykle przeznaczony dla służb lub gości.

"Mezzanine" to nazwa dobrego miejsca do słuchania "Mezzanine", nie tylko w sensie półpiętra, ale i może w odniesieniu do którejś tam placówki o tej nazwie.

"Mezzanine" to płyta, którą jednak ja na dobre polubiłem (na szczęście nie za długo po zakupie), wizytując... warszawskie zoo. Łącznie w drodze i na miejscu przesłuchałem ją aż dwa razy z rzędu, a zwykle nie lubię powtarzać płyt.

"Mezzanine" to siedlisko utworów hype'owanych za pośrednictwem filmów i seriali, które mnie nie rajcują, np. krewni i znajomi "Matrixa". Co najśmieszniejsze, nie kojarzę, żebym kiedykolwiek usłyszał "Teardrop" w "Dr. House". Prawdziwa muzyka otwierająca ten serial (którą miał być ów przebój) brzmi zupełnie niepodobnie.

"Mezzanine" to podobno pierwsza w historii płyta dopuszczana do pobierania z Internetu w postaci mp3, jeszcze przed sprzedażą. A jednak odniosła największy sukces komercyjny spośród wszystkich płyt Massive Attack.

"Mezzanine" to według znawców arcydzieło gatunku trip-rock, niestety także przez samych zainteresowanych nierozwiniętego (bo już pewnie wcześniej zaklepali trip-hop; a może nikt nie chciał profanować?). Nie należy go parować z "Protection", ale tego chyba chociaż po trochu wystrzegają się wszyscy.

"Mezzanine" to album, którego kulisy powstawania były bardzo trudne. 3D opisuje proces tworzenia utworów jako pisanie ich, rozrywanie, psucie, panikowanie i rozpoczynanie od nowa (w ogóle po wydaniu "Mezzanine" grupę opuścił Mushroom). Płyta pierwotnie miała wyjść jeszcze w grudniu 1997, w czym przeszkodziła jej organizacja.

"Mezzanine" to wyłącznie dokonanie Massive Attack. W tym sensie, że były w nim wskazywane różne sample (Velvet Underground, Manfred Mann), ale słuchając materiału, który przeszedł przez tak problematyczną produkcję, stają się one nieistotne w czasie jego wchłaniania, zwłaszcza z tła.

"Mezzanine" to przykład dzieła, gdzie najpopularniejszy utwór jako jedyny nie jest na granicy znakomity-genialny. Mówię tutaj o "Teardrop", który swoją łagodną oprawą, mimo głębokiego i plynnego podkładu, pechowo się ściera z resztą. Ma też trochę zbyt przystępne linie wokalne Liz Fraser, która podobno w czasie nagrywania dowiedziała się o śmierci Jeffa Buckleya.

"Mezzanine" to mimo obecności "Teardrop" bardzo spójna płyta, tworząca jeden, mocny klimat, a zarazem oczywiście bardzo dobrze skomponowana. "Inertia Creeps", "Dissolved Girl" i "Black Milk" na przykład posiadają chore (kiedyś chyba tłumaczyłem, co mam na myśli) motywy, zdystansowane, skondensowane; cokolwiek przez to przekazać.

"Mezzanine" to z drugiej strony taki album, gdzie przez wspomniane kompozycje i brzmienie, wokale pań są trochę bez większej siły rażenia.

"Mezzanine" to dzieło, na którym utwór tytułowy jest najlepszy. Najbardziej nerwowy i lewitujący, z wyjątkowo sprawnie łączącymi się, mimo niepodobnych barw, warstwami podkładu, a także końcówką nawet bardziej epicką niż druga połowa w "Group Four".

"Mezzanine" to również jedna z takich płyt, gdzie nie docenia się końcówki. "(Exchange)" dzięki gitarom - basowej i elektrycznej z efektem kaczki - lepiej zachowuje klimat całości niż "Teardrop" (podobnie instrumentalna wersja bez nawiasów), a nawet jest jednym z trzech-czterech najlepszych utworów na całości. Na dodatek bardzo dobrze wbrew pozorom zgrywa się ze wspomnianym "Group Four".

"Mezzanine" to płyta z mylną okładką. Żuczek żuczkiem, ale po nim - nie wiedząc, jaką muzykę ilustruje / promuje - spodziewałbym się raczej nu-metalu, a to taki rodzaj muzyki, której w wielu znanych mi miejscach Internetu nie wolno chwalić.

"Mezzanine" to album opatrzony nieprawidłowymi teledyskami. Wiem, klipy bez wyraźnej historii lub chociaż tła (patrz np. "Risingson", mimo to utwór niemal tak prześwietny, jak większość płyty) istniały zawsze, ale do tej muzyki nie pasują, można było wymagać od nich bardziej ambitnej oprawy. Dzięki temu paradoksalnie płód w brzuchu "śpiewający" "Teardrop" okazuje się najciekawszy do oglądania.

"Mezzanine" to najważniejsza dla mnie płyta z lat 90-tych ("OK Computer" do mojego rankingu takich płyt byłby trochę zbyt daleko na wymienianie).

"Mezzanine" to święta trójca muzyki nowoczesnej obok "Kid A" i "Perdition City". Wszystkie nadają się szczególnie, lecz nie tylko, do słuchania w ciemności.

"Mezzanine" to typ kapitału łączący elementy długu z finansowaniem własnym. Zazwyczaj w postaci kilkuletniej pożyczki, spłacanej jednorazowo. Ja tam się nie znam, nie jestem zafascynowany przedsiębiorczością, w liceum miałem z "pe-de-be" czwórkę na koniec, przy czym najniższą jednostkową ocenę z tego przedmiotu (czyli 2+) otrzymałem, kiedy próbowałem skończyć rok szkolny z piątką.

9,7 Massive Attack "Mezzanine" [Virgin 1998, trip rock / rock industrialny / rock elektroniczny]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz