sobota, 12 stycznia 2019

Lao Che "Wiedza o społeczeństwie"



Podejście 1, czyli masakra do rzęs

Oto eksperyment, który planowałem od dawna i z niewiadomych mi przyczyn przeprowadzam go dopiero w tym momencie. Na pewno nie dlatego, że się wstydziłem, ale mogłaby to być dobra przyczyna, bo teraz nie ma bardziej problematycznego zespołu w Polsce. Eksperyment został wymyślony przeze mnie i polega na tym, żeby pięć razy odsłuchać i od razu zrecenzować ten album. Dlaczego akurat "Wiedza o społeczeństwie"? Zauważyłem, że muzycznie utwory Laosów są zaraźliwe, czy to w lepszym czy gorszym sensie i jednocześnie bardzo szybko mi się przejadają, a nie dotyczy to tylko przedostatniego albumu, ale i kilku starszych utworów, których miałem okazję zasmakować. Ponadto Dobaczewski ma jedną z najbardziej manierycznych barw głosów na polskim rynku muzycznym, która nieszczęśliwie nie ułatwia relacji z muzyką jego grupy - relacji podatnej zresztą na wszystko.

Z pierwszego kontaktu, trudnego do zanotowania, jestem w stanie wywnioskować tyle, że "Nie raj" to słabsza wersja "Dance with Somebody" Mando Diao, przeboju już sprzed 10 lat o pamiętnym refrenie, mostku i teledysku.

Mimo nie najgorszych (w tej chwili) patentów muzycznych, teksty wydają się dziwaczne, szczególnie "Liczba mnoga", "Szkolnictwo" czy "United Colors of Armagedon". Być może to przez ciągłe gry słowne - sam uwielbiam wymyślać nowe [w tym momencie autor wpada na pomysł opatrzenia recki własnymi], ale opieranie całej twórczości na nich jest trochę ekscentryczne, jeśli nie wysilone. Wciąż, muzyka na razie gra dobrze i tylko oczekiwać, czy moja recepcja tejże popadnie w tamten schemat, zwłaszcza jak na pseudo-avant (jak długo nie używałem tego słowa!) produkowany przez Emade (w ogóle w pierwszym utworze rapuje Fisz), chociaż przyprawiony fajnymi fletami. Najbardziej normalny utwór, mimo że na niektóre zareagowałem lepiej, to "Spółdzielnia", gdzie nie zaakcentowano chyba żadnych abstrakcji, a i muzyka leciutka.

Podejście 2, czyli mena(d)żeria

Głos Spiętego rozbrzmiewał mi w głowie przez większość ostatniej doby. Nie jest to dla mnie zbyt przyjemne, nawet jeśli utwory z jego wokalem da się lubić. Przyznać powinienem, że gdy usłyszałem przypadkowo kawałek "Nie raju" po raz pierwszy (marzec 2018), to zgłupiałem chyba na resztę tamtego ranka. Sam utwór mógłbym lubić nawet bardziej - bo ta perkusja, bo refren tylko dwa razy, wreszcie pozytywne skojarzenia z "Hej chłopcze" Cool Kids of Death, poza Mando Diao.

Nie zamierzam poza tym powtarzać każdego kolejnego testu wnioskami "jest tak jak było wczoraj [i wcześniej]". Teraz dopiero doszedłem do wniosku, że np. bas Rafała Boryckiego na tej płycie jest zbyt głęboki i przesadnie wyrazisty, albo np. "Kapitan Polska" ma fajne zakończenie.

Jeszcze przed faktycznym rozpoczęciem tego projekciku dowiedziałem się, że Lao Che zajęli dwa pierwsze miejsca w podsumowaniu roku 2018 Listy Przebojów Programu Trzeciego. Mogło być dużo gorzej, ale i tak jestem zadowolony, że przestałem słuchać tej listy, bo zaoszczędziłem sobie czasu, nudów, przejedzeń i jednak mocno zmieniłem horyzonty muzyczne. Z kolei czy ludzie słuchają tego jednak na poważnie i czy nie mają więcej fiksacji? Owszem, samo wyśmiewanie Listy może być nudne, ale ja jeszcze dwa lata temu próbowałem jej bronić jako słuchacz...

Nie wiem, jak traktować "Szkolnictwo", gdyż z jednej strony taka gibka i słodka muzyka, ale temat... Wróci się. Albo "Liczba mnoga" i jej zakończenie, które ryzykownie popada w głupotę. Wspominałem już o tym?

A swoją drogą Lao Che wydają mi się czasem słabszą wersją Króla. Raz widziałem określenie na ich twórczość: "ch**-wie-core", co do którego dochodzę do wniosku, że to olewcze, acz sensowne nazwanie "crossoveru", który oficjalnie grają. Tak naprawdę jednak to jest " Pop - Punk " poezją śpiewaną doprawion. Czyli pseudo-avant.

Podejście 3, czyli Szloch Ness

Jednym z moich fetyszy muzycznych jest słuchanie ech i wokali nagranych poprzez słuchawkę. W 99% przypadków to wystarczy, bym pokochał muzykę to wykorzystującą. Laotańczycy (nie mogłem się powstrzymać) zdołali swoją zmieścić w pozostałym 1% - choć nie wszystką swoją. Z kolei bas podobno najbardziej wpływa na postrzeganie muzyki przez przeciętnego słuchacza. Skoro tak, to pan Rafał Borycki powinien więcej grać legato.

Czasami mam wrażenie, że Lao Che to ekscentryczny Myslovitz, a czasami, że Kult dla nastolatków... Zaś Hubert Dobaczewski, nieważne jak będzie kombinować ze swoją manierą śpiewania, nie wyzbędzie się jej. Dalej jednak lepsze to niż ryczenie Joe Talbota!


  • W środku "Liczby mnogiej" jest ciekawie, lecz ta końcówka potem, no, okazuje się niedobra.
  • W "Polaku, Rusku i Niemcu" pierwotnie słyszałem Chrystusa bluesa...
  • "Nie raj" coraz bardziej ulega mojej jednoznacznej ocenie.
  • (niebezpieczna opinia) Dlaczego eksperymenty na reggae ("Sen á la tren") bywają jednak spoko?
  • "Szkolnictwo" jest wyjątkowo dobre muzycznie - co prawda ściera się lekko z tekstem, ale powoli coraz mniej.


Podejście 4, czyli marsz żałosny

Za każdym razem słucham "Wiedzy o społeczeństwie" w inny sposób: z telefonu, z bluetootha, ze słuchawek dousznych, z nausznych, z komputera. To służy do odebrania muzyki z różnych perspektyw i ewentualnego spostrzeżenia, czy wpływają one na jej odbiór. Poskutkowało, bo teraz z powrotem dotarło do mnie, jak błahy jest tekst refrenu "United Colors of Armagedon", a muzycznie to dobra rzecz...

Analiza "Nie raju":
+ wstęp z gwizdaniem
+ perkusja w zwrotce
+ flet, czy jakikolwiek tam instrument dmuchany
+ tempo "Hej chłopcze" i wpływ "Dance with Somebody"
+ gitara w chorusie...
− ...i tekst tamże
− niezaangażowany wokal, tutaj bardzo doskwierający
− "nie raj macht fraj", dlaczego ludzie nie czepiają się tego aż tak jak Nosowskiej śpiewającej o Nagasaki?
− zbyt ezoteryczne zakończenie

W ogóle, tamtym razem mówiłem o echach i słuchawkach - flet działa na mnie tak samo, ale jeszcze lepiej.

"Dawaj bliżej Boga", eee? I czy te gry słowne i nawiązania do starej kultury mają mnie bawić? Bo nie wiem, czy dają radę. Czy nie wystarczy słownik frazeologizmów (i ew. rymów, może też wena i motywacja) do tworzenia podobnych rzeczy samemu?

Jeszcze głupsza teza: Lao Che jest polskim 30 Seconds to Mars. Nie wierzycie? Przecież obydwa zespoły mają tak samo "elitarną" fanbazę, "abstrakcyjne" teksty (na swój sposób), wątpliwą muzykę i podejrzaną alternatywność (30StM ostatnie już porzucili, ale chodzi o poprzednie nagrania). Aha, no i ich najnowsze albumy okazują się dużo bardziej przyzwoite, niż się spodziewałem.

"Wiedza o społeczeństwie" ma jedną, bardzo ważną zaletę - w żadnym momencie nie wywołuje skojarzeń z dwoma bardzo niedobrymi (za pierwszym razem wydawały mi się poprawne...) singlami ze swojego poprzednika, przez które na cały zespół patrzę tak ironicznie. Cztery odsłuchy, a czegoś takiego na szczęście nie doświadczyłem. Nawet jeśli słychać jakieś współdzielone wady.

Podejście 5, czyli Polska gola! Gola, bo sie nie ubrala

To już ostatni raz. Pisanie na bieżąco o "Wiedzy o społeczeństwie" sprawiło mi pewną frajdę - niewykluczone, że większą niż samo słuchanie. Za każdym razem oceniałem ten album niezależnie od poprzedniego podejścia, próbując o obserwacjach z tamtego zapomnieć. To wszystko potem składa mi się nawet w analizę, czy coś mi się przejadło (btw, jest taki zespół Jazzombie, którego wokalistą jest Spięty, miał płytę pt. "Erotyki", z której "Dziewiąta" i "Pies" początkowo mi się bardzo podobały, ale tylko początkowo).

Ale hej, czy te ciche, mówione wtrącenia ("United Colors of Armagedon", "Sen á la tren", "Nie raj" - o, ciągle jeszcze się trochę czepiam) są komuś potrzebne? Nie każdy je zauważy, nie lepiej było tamte kwestie wyraźniej podkreślić?

Cofam to, co pamiętam, że mówiłem w złym tonie o "United Colors of Armagedon". I dopiero teraz usłyszałem "Bogowie, honory, ojczyzny" na ścieżce numer 5. Słuchanie przez duże słuchawki, w których przeprowadzam to podejście, pozwala chyba dostrzec [i docenić] najwięcej. Aczkolwiek, panie Emade, drugim Noonem mimo wszystko jeszcze pan nie jest.

Werdykt: "Wiedza o społeczeństwie" jest albumem poprawnym. Co dziwne, nie spodobał się moim dobrym znajomym ze środowiska, którzy Lao Che znają lepiej ode mnie. Moim zdaniem jest zaś dziełem lepszym od poprzednika (o którym tylko dzięki tamtejszej ścieżce numer 4 potrafię myśleć na trzeźwo), typowo laotańskim, z momentami lepszymi i gorszymi, ale przy odpowiednim dawkowaniu bardzo znośnym. Nie przewiduję, że będę do niego wracał, jestem natomiast zadowolony, że jeśli raz na jakiś czas mnie dopadnie, to nieagresywnie.

6,4 Lao Che "Wiedza o społeczeństwie" [Mystic 2018, pop rock / rock elektroniczny / rock alternatywny]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz