piątek, 28 grudnia 2018

Idles "Joy as an Act of Resistance"




For the last time, we're not a f***ing punk band. Aha, spoko.

Słaby wokalista. Musiałem to wreszcie powiedzieć. W tym roku zapoznałem się z niektórymi płytami post-punkowymi i jestem już przyzwyczajony, że taka muzyka wymaga nie tylko bezpośrednich kompozycji i brzmienia, ale i podobnej maniery śpiewania. Dotychczas starałem się to ignorować, gdyż sam lubię nagrania polskiego Negatywu, którego wokalista był często krytykowany za barwę głosu, ale na to nic nie poradzę, tę po prostu lubię. Teraz już jestem tą post-punkową manierą trochę zmęczony i nie potrafię ignorować piosenkarzy, którzy na tle dobrej, chwytliwej muzyki wykrzykują swoje frazy na granicy zblazowania z dość brzydkim efektem per se. Niektórzy mogą tak robić, bo mają predyspozycje. Inni są słabi i przez nich po prostu nie chce się słuchać regularnie całości. Na korzyść Idles przemawiają przede wszystkim bas i perkusja, co jest o tyle zbawienne, że to podobno kluczowe instrumenty dla gatunku. Joe Talbot natomiast nie potrafi śpiewać i powinien albo zmienić styl śpiewania (eksperymenty mile widziane, zawsze), albo zacząć pisać teksty innym piosenkarzom (jakichś przyjaciół w branży ma), które podobno są takie ważne, ale przez jego ryki nie mogę tego potwierdzić bez sprawdzania stron z tekstami utworów. Inaczej Idles przestaną mi się podobać.

Poniższa ocena jest wystawiona sprawiedliwie, z myślą o sekcji rytmicznej ("Samaritans", "June", dwa utwory przebrane za wspólną ścieżkę pt. "Colossus"). Czym jednak na pierwszy rzut ucha ten zespół może się wyróżniać? Widocznie swojej nieznajomości "Brutalism" nie muszę żałować.

6,8 Idles "Joy as an Act of Resistance" [Partisan 2018, punk rock / post punk / noise rock]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz