środa, 13 września 2017

Mount Eerie "A Crow Looked at Me"




Bałem się. Co prawda nawet najtężsi twardziele mają prawo (czy tam może i powinni) sobie połkać w wyjątkowych sytuacjach, niemniej sam przed sobą nie miałem odwagi. Uwielbiam wchodzić w stan zadumy, melancholii, kiedy wszystko mi w głowie niepewnie płynie i w pewnym sensie dla mnie jest to równoznaczne z rozluźnieniem, o które to co innego być proszonym. Nie dążę do jawnego, krzykliwego szczęścia. Ale nie chcę być smucony przez kogokolwiek. Nie potrafię też powiedzieć, dlaczego i w sumie to wydaje mi się gorsze, a co dopiero się tego bać. Tutaj bałem się szczególnie przez komentarze o albumie. Że ciągle on smuci, przez całą długość trwania. Że do przesłuchania tylko raz. Że się wręcz nie da. Powstało przede mną widmo szantażu emocjonalnego. Dlatego za odsłuch zabrałem się w dość ostrożnych okolicznościach.

A jednak przeszedłem bez szwanku.

Niby to popularny przypadek od dawna, w całej sztuce - tragedia życiowa jako inspiracja, tudzież odniesienie w dziele. Ostatnio nawet nieco bardziej. Ale tu był trochę ostrzejszy przypadek. Spójrzmy na "Skeleton Tree" oraz "Carrie & Lowell" - Chaciński obie płyty ocenił, wprawdzie wysoko, ale normalnie. A tutaj się powstrzymał. Porcys - tu również ocena dla każdej z tych starszych produkcji, do tego obie bezpieczne (koło 6,0), ale w odpowiedzi na nową produkcję Phila Elveruma powstał najpierw długi i pierwszy od dawna niewsparty cyferkami playlist, a o płycie do teraz nie powiedzieli ani słowa. Wreszcie redaktor o jeszcze większym mniemaniu o sobie, czyli Filip Szałasek, który pisał tylko o "A Crow Looked at Me" - jak się domyślam, czując, że szum wokół Mount Eerie był najbardziej specyficzny (odnotował ponadto, że w pewnym momencie zaprzestano chwalenia, aby unikać zarzutów o tendencyjność). Albo jeszcze Screenagers, gdzie na temat Elveruma odważyli się tylko na akapit w opisie innej płyty, w przeciwieństwie do poprzednich albumów, które otrzymały osobne, pełnoprawne recenzje.

Na "A Crow Looked at Me" - nagranym przez Phila ku pamięci żony, zmarłej w lipcu 2016 - jest taka jedna dziwna cecha, którą można uznać za wadę albo zaletę. Mianowicie, wszelką lirykę zastąpiono epiką. Nie ma poematów, hymnów, ani patosu, a jest... no, w sumie to wyszedł jeden długi reportaż. To znaczy, gdzieś pojawiają się jakieś bardziej wierszowane fragmenty, środki stylistyczne, ale sposób przekazu pozwala odbierać to jako zwykłe sprawozdanie. Phil Elverum, mimo zachowania sobie jakichś zwyczajów poetyckich, mówi o wszystkim nie tylko z bezpośredniością (w otwieraczu mówi, co myśli o śmierci w sztuce), ale i dokładnością, niefabularnością. Przytacza szczegółowo niektóre wydarzenia, również te z pozoru mniej istotne dla słuchacza ("Swims"). Nie tylko nie pozwala się to ocenić, ale wręcz nie wiadomo, jak reagować, przynajmniej ja nie wiedziałem. Wiedziałem za to, że da się wytrzymać bez płaczu.

W zamian można bez problemu zaciekawić się muzyką. Ta okazuje się tak samo bezpretensjonalna, co warstwa tekstowa. Skromna, wyciszona, całkiem melodyjna i trzeźwa, w tradycyjnej konwencji lo-fi, choć bez odpływów typu hałasy z "The Glow II" czy atmosferyczność w "Clear Moon". Wystarczy sprawdzić pierwszy singiel, "Real Death" - miły, pocieszny, oparty na wyjątkowo charakterystycznym dla tego albumu wybijaniu rytmu, świetnie otwiera całość i kończy się bardzo zgrabnie. W dalszych nagraniach jest już poważniej, ale muzyka się ani razu właściwie nie narzuca, szczególnie w płynnym "Seaweed" czy 'pochylonym' "Swims", gdzie są jedyne ślady wspomnianego szantażu emocjonalnego. Z drugiej strony, formuła "A Crow Looked at Me" trochę ogranicza utwory i, paradoksalnie, przy uważniejszej obserwacji mogą one nieco się zlewać ze sobą, zwłaszcza w drugiej połowie. Mimo sympatycznie nieśmiałego charakteru powoli przestają się odróżniać (wyjątkiem jest wyraźnie dopracowany "Soria Moria"). Oczywiście, nie jest to jakiś zarzut, a co najwyżej lekka uwaga.

To porządna płyta. Chłodno podchodząca do życia prywatnego (ale nie bez nadziei, która przecież przejawia się w zamykaczu), może być odbierana na wiele sposobów i w sumie jest jej to najbardziej zalecane.

8,0 Mount Eerie "A Crow Looked at Me" [P. W. Elverum & Sun 2017, folk / lo-fi / slowcore]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz