sobota, 23 września 2017

Hanako "s/t" / Hanako "Liście"

 



Hardcore to tak naprawdę drugi black metal. W tym sensie, że mógłbym o obydwu gatunkach, o swoim zdaniu na ich temat napisać właściwie te same rzeczy. Niezupełnie lubię się powtarzać, dlatego też zostawię link do tychże rzeczy o jednym z tych stylów. O dzisiejszych bohaterach planowałem pisać już wcześniej - wydają mi się najbardziej specyficznym wykonawcą tego roku. Jedyni członkowie, których kojarzyłem ze starego składu Hanako przed sprawdzeniem ich muzyki (dwóch członków już zmieniono), to Jurij z Bastard Disco oraz Bibi z Evvolves. Pierwszy z zespołów to lekko przereklamowany, ale zdolny przedstawiciel garage rocka, znany już z albumu "Warsaw Wasted Youth". Drugiego słuchałem parę razy na albumie "Mosses", o którym miałem okazję coś naskrobać w sierpniu 2016. Typowy flegatyczny i poczciwy shoegaze, który zbyt dużo umiejętności ukrywał dziwną i jednocześnie schematyczną produkcją, przez co w pełni można go docenić dopiero w słuchawkach. Bibi, podobnie jak cała reszta grupy (osobno oczywiście), śpiewała w tych nagraniach, ale nie dało się jej odróżnić. Także nie wiedziałem, czego się spodziewać poza rodzajem muzyki po "s/t".

Wiecie co? Ten minialbum jest dewastujący. Mówię poważnie. W przeciągu pięciu, a tak naprawdę to czterech minut, i to niecałych w obu wypadkach, muzykom udało się wyzwolić całą energię hardcore'u. Już na dzień dobry pierwsze sekundy "Psa" przywalają przesterowaną, piszczącą gitarą. A potem rozgrywa się wielka rebelia: perkusja pędzi jak szalona bez wytchnienia, jakby przed niebezpieczeństwem, wiosło rozlewa się niczym żrący kwas, bas niby wszystko chce stabilizować, ale Bibi wykrzykuje niemożliwie genialny i zaczepny tekst. Po pewnym czasie wszystko zwalnia, przechodzimy na zwykłe mówienie (potem powtórzone znowu krzykiem), do którego wytworzony na gitarze robaczek podtrzymuje atmosferę. I koło zostaje niedługo potem zatoczone, wszystko przypieczętowane, wreszcie koniec. Ale żeby było śmieszniej, następny, nawet krótszy "Tenger / Słońce" jest jeszcze lepszy. Najpierw nieco bardziej śpiewna zwrotka, uwaga [ci co nie znają za dobrze Evvolves], wykonana po węgiersku i z szybkością, siłą spadającej komety. Po dwudziestu kilku sekundach Bibi przerzuca się na polski i tempo zwalnia. A potem, znowu po węgiersku, fragment rozjeżdzający i przygniatający niczym walec, a przy tym jeszcze melodyjnie zaśpiewany. W końcówce, z powrotem po polsku, wszystko się sensacyjnie rozpada na kawałki. Natomiast w ostatniej, piątej minucie ("Uprzejmość"), przychodzi jakiś starszy pryk z przypadkową skargą, żeby okno wygłuszyć, bo okno zamknięte i duszno. Rozbrajający akcent na koniec.

Debiut Hanako to wciągająca, #pełnawrażeń jazda, za każdym razem (a jestem już po jakichś dwudziestu odsłuchach chyba!) pozostawiająca słuchacza na granicy kaca. Pokazująca, w jaki sposób powinno się grać tę muzykę, żeby energia w nią przyłożona nie uleciała bokiem poza drogę w cel. Nie jestem humanistą i nie próbuję opisać tego sposobu, ale zawsze można posłuchać i się sponiewierać. I na tym powinienem zakończyć temat, ale jest jeszcze jedna płyta od Warszawiaków. Jej sprawę zacznę tak - przed jej wydaniem ogłoszono właśnie wspomnianą wcześniej na boku zmianę składu. "Liście" zostały nagrane jeszcze w starym towarzystwie i widmo tej zmiany składu jest odczuwane, jeśli zna się pierwszą epkę. Są bowiem na tyle poprawne, że nie ma tu podobnie dużej przyjemności rozkładać ich na czynniki pierwsze. Ale: w tytułowym utworze Bibi zostaje wsparta wokalnie przez faceta z gitarą i razem obydwaj śpiewają jakąś "wariację na temat", hmm... komunistów? W każdym razie, choć muzycznie jest dobrze, mało ciekawe wydaje mi się takie przypadkowe cięcie frazesów, które tutaj zachodzi. Gdy rozpoczyna się druga ścieżka, już jest jasne, że na drugiej epce niestety nie ma mowy o wstrząsie. Bibi opowiada jakąś historyjkę, grupa sobie gra i już. "Utoniesz" posiada wprawdzie ładnie rotujące zwrotki, ale refren można było jeszcze dopracować albo coś, w każdym razie wydaje się on istnieć na pół gwizdka. Najwyraźniej schemat zwrotka/refren średnio pasuje zespołowi, dlatego nie dziwię się, że zarzucająca go druga połowa brzmi lepiej. Walczyk pt. "Wnyki" również sprawia wrażenie niepewnego, rozdartego, wystarczy posłuchać pierwszych linijek.

Dotychczas warszawski zespół zaprezentował dwa odmienne oblicza. Jestem w stanie tę różnorodność docenić, ale przy kontakcie z tym pierwszym wyraźnie słyszę, jak Hanako szepczą mi do ucha: rewolucja. I uzależniłem się od tego szeptania na tyle, że nie potrafię się zakochać w tym drugim obliczu. Mam wręcz wrażenie, że to pierwsze to po prostu ich przeznaczenie. Ale jacy oni są naprawdę, to wyjdzie w przysłowiowym praniu. To dopiero ich pierwszy rok działalności, czy tak?

9,1 Hanako "s/t" [wydanie własne / Le Blast / Emocat 2017, hardcore punk / screamo / noise rock]
7,6 Hanako "Liście" [wydanie własne 2017, hardcore punk / screamo / noise rock]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz