niedziela, 20 sierpnia 2017

Burial "Subtemple"




Niegdyś przyzwyczaiłem się do swojego sztywnego sposobu myślenia, także jestem z siebie zadowolony, że mam jak zacząć wpis dzisiejszy. Otóż. Od pewnego czasu mam problemy ze słowem: zeitgeist. Duch epoki. Nie aby było jakieś brzydko brzmiące, rozumiem też jego szerokie użycie, ale wydaje mi się takie... mało precyzyjne. Albo w ten sposób: obawiam się o jego krótki termin spożycia. W tej chwili panuje pewna moda na nawiązania do retro. Przynajmniej w muzyce: tutaj staromodny jazz, tam funk z lat 80. (dość gęsto), gdzie indziej jeszcze new romantic. Nawet "Ćwiczenia repetytywne", które od czasu opisania polubiłem jeszcze bardziej, opierają się rzekomo na latach 90. Naturalnie tak samo powinno być w całej popkulturze. Teraz wszystko się zmienia naprawdę prędko. Pojawiają się te wszystkie nowe mikroruchy i epoczki w typie bubblegum bass czy footwork, nie słuchając muzyki przeżywamy mody na Pokémon Go, fidgety spinnery i hygge... Zmiana, dotychczas niwelująca epokę, może ją zacząć utrzymywać przy życiu i nie pozwolić jej się zdefiniować. Użycie przedrostku "post" dotknie poziomu nadpodaży (courtesy of P. Waliński). Retro przestanie mieć sens z racji wytarcia tamtych lat i nietykalności następnych.

Nie chciałem dochodzić samemu do żadnych wniosków, po prostu wydaje mi się, że do czegoś takiego to na razie dąży. Komu to będzie przeszkadzać? Filozofom-hipsterom lubiącym mało treściowe teoretyzowanie? A kto ich bierze na poważnie? Za to jestem pewien, że tak samo postępuje William E. Bevan. Biedaczek nie ma lekko. Chciał się pochwalić muzyką, jej stylem, umiejętnościami (wykazanymi!). Niby i wyszło, ale rozgłos debiutu, a potem hype na "Untrue" to coś, co musiało go rozdrażnić, zwłaszcza że chyba nie starał się wchodzić na scenę z wykopem. Niestety wystraszył się otoczki wytworzonej wokół i praktycznie zamilkł na cztery lata. Wszelkie dziedzictwo typu powstanie gatunku dubstep, pomyłkowo powiązanego potem ze Skrillexem (na szczęście obrońcy klimatów burialowych i znawcy przypisali prawidłowo jego muzykę do brostepu), rozwinięcie 2-stepu i UK garage czy wpływ na powstanie Moderat i podobnych projektów uznał za wyrządzoną sobie samemu krzywdę braku przestrogi i poczuł się zobowiązany do znaturalizowania wizerunku. Nie czuł się częścią swojego pokolenia. Nie chciał być głosem swojego pokolenia. Nienawidził swojego pokolenia. Dobra, może przesada z tym ostatnim, ale to, co głosili przedtem nasi z Cool Kids of Death, mogło być u nich łatwo uznane za element ich wyrafinowanej osnowej, a u Buriala stało się przykrą prawdą.

Dlatego też na małych wydawnictwach "Street Halo" i "Kindred" spróbował pójść w melodyjność. Popularność tego drugiego ponownie rozminęła się z jego oczekiwaniami, więc słusznie zaczął się wycofywać od stylu. Kolejne minialbumy: świetny "Truant / Rough Sleeper", "Rival Dealer" oraz - znowu trzy lata czekania - "Young Death / Nightmarket" opatrzył złożonymi, dziwniejszymi kompozycjami, dodatkowo sygnalizując odsuwanie się z zeitgeistu w inne rejony i koncepcje. Jego sztuka powoli stawała się introwertyczna na miarę jego duszy medialnej, aż wreszcie parę miesięcy temu opublikował "Subtemple". Teraz może chyba odetchnąć, bo dał nauczkę tendencyjnym słuchaczom, domagającym się powrotu dubstepu, który przecież miał to samo źródło, co dalsza droga muzyczna, czego chyba nie dostrzegają. Zaprowadzono ich w pułapkę, a reakcje na RateYourMusic są zabawne: "get your sh** together, Burial"; "what happened to Kindred, man?"; "maybe playing a bit to your audience wouldn't be such a bad play?". Z dwóch powodów. Po pierwsze, zamknięcie to teraz drugie imię Buriala, które wytłumaczyłem wyraźnie. Po drugie, mając dobre chęci i świadomość jego kariery (nie wydał trzeciego albumu studyjnego od 10 lat), będzie można zaczerpnąć dużo przyjemności z poznania wydawnictwa.

Nowy minialbum ponownie zawiera dwie ścieżki: tytułową trwającą 7,5 minuty oraz "Beachfires" rozciągniętą do 10. Na dobry wieczór zostajemy przywitani klimatem o posmaku radykalnych dark ambientów z BDTA: szumy + trzaski (obowiązkowo wymieniać razem), dziwne odgłosy, wietrzne pustkowie. Słychać enigmatyczne, acz lekko przeciągłe, wysamplowane "it gets so loud!" - będzie się jeszcze powtarzać wiele razy. Niepewnie przewijają się po drodze ciche, dość intrygujące fale dźwiękowe. Po dwóch i pół minutach tego błądzenia objawia się światełko w postaci aksamitnego sygnaliku, powtarzanego kilka razy i stanowiącego pełnoprawny punkt zaczepienia. Mógłbym słuchać tego kawałku na pętli nawet przez kilkanaście minut. Dalej pozostajemy przy tym morzu (wśród tych skrawków dźwięku słychać chlupy wody), ale nie czujemy się aż tak samotnie. Wciąż, to Bevan odsuwa i podsuwa wszystko według własnych reguł, oby nie doprowadzić ani do niedosytu, ani do przejedzenia; wreszcie prawie wszystko wycisza i kończy ścieżkę jednym szumem, który pozostawał obecny przez te wszystkie kilka minut.

"Beachfires" jest utrzymany w podobnie jednostajnym charakterze - otwiera się opadającymi dzwoneczkami, słychać charakterystyczne "szuranie", ale jest jedna różnica: więcej muzyki. W rzeczywistości utwór opiera się na fragmencie znanym już wcześniej jako końcówka "Hiders" z "Rival Dealer". Autoplagiat? Raczej perfekcjonizm: narastające fale mrocznej, teoretycznie przerażającej muzyki są stale dopieszczane, przez co zyskują na wyrazistości, wymowności. Ponadto pojawiają się w nieco większej ilości i różniejszych postaciach. Przełomem jest nagły atak ciężko brzmiącego teledronu na wysokości 3:43, stanowiącego dla utworu to samo, co tamten sygnał dla "Subtemple", a może nawet coś jeszcze lepszego, mimo że ponownie dopiero w okolicach 8:10. Łagodnie rozdzierany, atakuje od nowa jeszcze kilka razy. Potem od nowa 'uderzanie fal o plażę', wspomniany powrót teledronu, a w ostatniej minucie uroczy, wyjątkowo radosny, ale nieśmiały sampel, oraz ostatnia dawka charakterystycznych ciągnięć, już bez basu - porzucenie na zupełną pustynię.

"Subtemple" to nie tylko mroczny, ostrożny oraz niespodziewanie chwytliwy dark ambient wymagający skupienia. Jego twórca, męczony i trapiony przez pojęcie "ducha epoki", dzięki zrobieniu nowego wydawnictwa zdołał tego ducha wyzionąć. W sprawiedliwym stylu stworzył coś naprzeciw czasowi, rzecz wyzwoloną od pustych kontekstów wymagających godzin tłumaczeń. Zresztą wydaje mi się, że to musiało powstać. Jako logiczna część dyskografii koleżki, dlatego tym bardziej cieszy, że jest to per saldo doskonała muzyka użytkowa, której jedyną koncepcją jest właśnie odrzucanie koncepcji i wskoczenie w kojący ocean. Wniosek jest prosty: mamy do czynienia z najbardziej udanym dokonaniem Willa Bevana i nie będę zdziwiony, jeśli okaże się ono jego ostatnim. Nie mam pomysłów na to, co zrobi następnym razem, o ile w ogóle. A na wytłumaczenie sukcesu epki miałem, więc?

9,1 Burial "Subtemple" [Hyperdub 2017, dark ambient]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz