środa, 25 lipca 2018

Rivers of Nihil "Where Owls Know My Name"




(wreszcie jakaś zagranica na Stojakach, yeah)

Spójność jest jedną z najczęściej wymienianych zalet przy chwaleniu jakiegoś albumu muzycznego. Dla mnie przez dłuższy czas była dość dziwnym epitetem, bo chociaż kojarzyłem i rozumiałem, jakie znaczenie się za nim kryje, to nie byłem pewien, czy jest to cecha potrzebna. Tak sobie patrzę teraz na swoje Top 10 życia, które sobie zorganizowałem na serwisie RateYourMusic (zresztą to z dyskusji dotyczącej tego serwisu zaczerpnąłem ten temat) i dochodzę do wniosku, że rzeczywiście - większość płyt to dzieła opatrzone jednym, określonym klimatem, o pewnej koncepcji. Natomiast np. "Screamadelica" zawiera całkiem różnorodne utwory, od luźnego madchesteru, po głębokie odjazdy, do akustyków, a jako cała płyta broni się zbyt dobrze. A taki s/t Klaus Mitffoch, który, mimo że jest przynajmniej dla mnie zbyt dziwaczny i przesadnie energiczny, to ma niezaprzeczalne atuty w postaci świetnego basu i ambicji tematycznych, dla których ostatecznie warto. Poza tym, spójność może się zmienić w monotonność, jeśli muzyka jest odpowiednio generyczna, czego dowodem jest taka jedna nowoczesna płyta, którą opisałem tuż po arcydziele Primal Scream. Oczywiście jednak doceniam spójne płyty; miło mi obcować z tymi co ciekawszymi. Wielokrotnie sam podkreślałem w niektórych tekstach, że jakiś album słucha się lepiej jako jedną, całą rzecz, niż jako zbiór utworów i to jest właśnie przykład spójności. A jednak najciekawiej jest, kiedy pojawia się fascynujący album działający i tak, i tak, a do tego z nieobiecującego gatunku. W sensie, kiedy poznaje się płytę typu "Where Owls Know My Name".

Amerykanie z Rivers of Nihil grają death metal - od razu skojarzyło mi się to z licznymi zespołami blackmetalowymi i postblackowymi, na których trochę trudno się skupić. Pamiętam swoje blogowe potyczki i oswajanie się z black metalem, jakby to było wczoraj, ale jestem wabiony kolejnymi płytami z szukania Shazamem i recenzji Pitchforka (wszystkich, i jednak tylko ich leadów tak ściślej - BNM-y traktuję na równi z resztą) i się potem jakoś zanurzam. Ale death metal nie jest black metalem, dzieją się tam inne rzeczy. Natomiast jest na świecie tylu wykonawców każdego z obu styli oraz wielu innych, że najbardziej przyzwyczajeni do nich słuchacze mogą stracić oczekiwania do kolejnych zespołów i płyt, znając nawet znaleziska z Islandii, Ekwadoru czy Omanu, dajmy na to. Lecz akurat "Where Owls Know My Name" chwyta bardzo dobrze i zauważalnie. Autorzy upodobali sobie wprawdzie ulubione chwyty i tonacje, ale skutecznie rozwijają kompozycje i aranże, gładko i zdrowo zmieniając sposób grania. Na płycie znalazło się, czy to zaskakująco czy nie, dużo miejsca dla saksofonu, który znakomicie obniża ciężar gry, w zamian jednak nadając jej mocy. Mówię tu o ścieżce tytułowej, "Capricorn / Agoratopia" i "The Silent Life", ale szczególnie należy pochwalić "Subtle Change".

Piąty utwór to ten moment całego "Owls", gdzie wszystko zagrało prawidłowo. Działa dość pokorny, wysoki i emocjonalny, ale szorstki wokal z tyłu, wspierający growling; wspomniany saksofon również daje radę, a i akustyczna końcówka złożona z fletu i zwykłej gitary jest bardzo na miejscu. Nie dziwię się, że "Subtle Change" jest najdłuższy na krążku, gdyż w ten sposób na pewno daje nawet więcej frajdy. W ogóle gdzie co się na "Where Owls Know My Name" pojawia, tam się udaje, choćby dlatego też "Hollow" zwraca uwagę wspomnianym emo-śpiewem; innym ciekawym punktem jest singlowy "A Home", na początku i pod koniec którego pojawia się owocny dialog pomiędzy lekko przetonowanymi gitarami prowadzącą i rytmiczną. Jest też miejsce na elektronikę i "post-rockerkę" w otwieraczu, zamykaczu, końcówce "Death Is Real" oraz industrialnym "Terrestia III: Winter". Pomysłów pojawia się naprawdę dużo, ale nie czuć przeciążenia żadnym. Być może to ze względu na gatunek muzyki o tak silnym i przecież niewesołym charakterze, a może przez stylizację na opowieść i koncept-album - na pewno dzięki obu tym rzeczom płyta zachowuje swoją spójność, a doświadczenie ze słuchania jest bardzo przyjemne. Sukces o tyle duży, że nie znam poprzednich dokonań Rivers of Nihil, ale czytam opinie ich fanów, zachwyconych rozwojem i pomysłowością zespołu i zauważam poprzez nie, że mowa o czymś wartościowym.

9,0 Rivers of Nihil "Where Owls Know My Name" [Metal Blade 2018, technical death metal / metal progresywny / fusion]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz