poniedziałek, 13 lutego 2017

Rosk "Miasma"


Furia na wszędzie chwalonym "Księżyc milczy luty" tylko we fragmencie zatytułowanym "Tam jest tu" była bliska wytworzenia innej aury. Propozycja grupy Mgła sprzed półtora roku stanowiła raptem owczy pęd. ARRM mimo bardzo ciekawej formuły też bywali nieskupieni. Neurosis pod koniec swojego albumu z 2016 lekko zmarnował obłędność wytworzoną w moim ulubionym utworze z tamtego roku, "Fire Is the End Lesson", mimo że w ogóle nie usnąłem, sprawdzając całość. The Body chcieli tworzyć najokrutniejszy na świecie, ale pop. Wędrowcy ~ Tułacze ~ Zbiegi? Też warci polecenia, lecz lizali format Klausa Mitffocha, nieważne jak przekonuący - niemający jednak elementów metalu. O całym tym "blackgaze'ie" nie mówiąc, gdyż się rozmyśliłem i przestałem się aż tak zachwycać Deafheaven. Metallica dupy mi nie urywała nawet starymi nagraniami. Nawet na "Deep Purple in Rock" mógłbym się przyczepić do refrenu "Flight of the Rat". Ewidentnie widać, że metalhead ze mnie żaden, stąd też do Rosku nie miałem dzisiaj właściwie żadnych oczekiwań. I chyba słusznie, gdyż to, co się dzieje na ich debiucie, po prostu mnie zszokowało.

"Miasma", pomimo rozbudowanego (zwyczajnie jak na post-metal) montażu materiału, zasługuje równie dobrze na nieco krótszy tekst, gdyż jest to płyta prawie pozbawiona formalnych wypełniaczy. Nie ma zabawy w żadne szukanie nurtów. Jest granie. Nie ma czepiania się jednego klimatu na siłę, mimo obecności growlu. W każdym z utworów: chłodnym "In Nomine Pestis", dwuczęściowym emocjonalnym "Infected" i dostojnym "Beneath the Light", mamy prawidłowe rozkładanie trybu grania. Panowie wydają się bardzo dobrze wiedzieć, kiedy się zdystansować, kiedy zaśpiewać, kiedy wrzasnąć, kiedy zaatakować; mają czujność, że słuchacz będzie chciał czegoś nowego po pewnym czasie, chcą sami być na jego pozycji. Wszystkie kompozycje są rozmyślnie układane i prowadzone - mało, mamy jeszcze naturalne przejścia między nimi. Dzięki temu wszystkiemu "Miasma" celuje w pozycję tworu jednorodnego, lecz nie monotonnego. Sama treść. Tyle mam do powiedzenia, gdyż osobiście nie mogłem się pozbierać po pierwszym odsłuchu. Miałem drgawki, dreszcze, chodziłem po pokoju, szeptałem "cholera". Czułem się jak szarpnięty w inny wymiar. Dalej rozliczymy się na szczycie listy "Albumy 2017".

9,5 Rosk "Miasma" [wydanie własne 2017, post metal]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz