czwartek, 25 kwietnia 2019

Ciśnienie "JazzArt Underground"




Nasz Minimalizm™ się nie skończy(ł). Dzisiaj to o nim najfajniej się mówi i najbardziej warto mówić. Ile zespołów go uprawiających pieściło uszy w ostatnich latach? Z pamięci wymieniając: Lotto, ARRM, Królestwo, LAM, późny So Slow (czyli bezdusznie fantastyczny "3T"), BNNT, Stara Rzeka, Lonker See, Innercity Ensemble, Obiekty, Zebry a Mit, Kristen, późny 3moonboys, nie mówiąc o licznych współpracach pomiędzy członkami wymienionych grup (zauważcie, że dwa razy napisałem późny, co potwierdza aktualność). Masa. To granie nie może się nie udać - jest oszczędne, więc zasobów nie wyczerpie, a tym, co nie potrafiliby, pewnie skończyłaby się szybko cierpliwość, dlatego zostają tylko dobre dźwięki. Śmiem twierdzić, że w następnej dekadzie to będzie ważniejszy nurt w polskiej muzyce niż alternatywne duety elektropopowe spod schematu pani piosenkarka i pan producent. Teraz witamy na scenie katowickie Ciśnienie - następny zespół grający Minimalizm™.

"JazzArt Underground" jest zasadniczo albumem koncertowym - nagrania zostały zrealizowane w czasie koncertów na Katowice JazzArt Festivalu i w Music Hub Katowice. Pierwsze dwie kompozycje zostały wydane jeszcze w 2017, ostatnia (w tej samej wersji, czyli pierwsze wykonanie live) wisiała na Bandcampie samodzielnie od roku, a premierowa jest ta trzecia. Czym wyróżniają się wykonawcy? W ich składzie nie ma gitary elektrycznej. Jej dźwięki są imitowane przede wszystkim przez skrzypce, a także do pewnego stopnia przez odpowiednio przesterowaną gitarę basową. Nie znając składu, można się lekko nabrać, a jednak Maciejowi Klichowi bardzo dobrze wyszło samo nowatorskie potraktowanie skrzypiec jak gitary. Jego instrument może zostać nowym sposobem na dalszy rozwój stylu...

Same kompozycje, jak na Minimalizm™ przystało, są spokojnie rozwijane i oparte w dużej mierze na pętlach, a tym razem same pętle brzmią dość masywnie. Agresywne, często gwałtowne, głośne, ale dzięki prawidłowemu wprowadzeniu nie straszą i dają się wsiąknąć. Znajomy z Hałasów i Melodii sugerował apokalipsę i uczucie katastrofy, z czym nie mogę się jeszcze osobiście zgodzić - mimo całej tej bezpośredniości nie jest to muzyka aż tak zastraszająca. Raz słuchałem "JazzArt Undergroundu" w stanie lekkiej senności i album mnie niespecjalnie wybudzał, gdy przysypiałem. (Przy czym nigdy nie oskarżam głośnego grania o usypianie mnie, zwłaszcza takiego. To ja źle śpię.) Co zabawne, mimo śladowych wokali (w tym sensie, że są zanotowane w creditsach, a ich nie słyszę), w każdym utworze oprócz czwartego da się wyróżnić coś na kształt refrenu, co czyni ścieżki atrakcyjnymi. Ostatnie na grajliście "Ego" jest inne pod tym względem, że brzmi jak jedna długa strefa zaczepienia. Radosny, pogodny zamykacz jest jednocześnie najbardziej konsekwentnie rozwijany i paradoksalnie zostaje w ten sposób najlepszym punktem płyty.

Przy tym metalicznym jazz rocku przypomina mi się... twórczość Lecha Janerki. On też ma tendencje do długich, chłodnych, a zajmujących kompozycji, choćby "Ta zabawa nie jest dla dziewczynek", "Dobranoc", "Strzeż się tych miejsc" z Klausem Mitffochem, wreszcie "Pieśń mijających się wielorybów" - najlepszy utwór w historii polskiej muzyki. Ponadto zawsze mu towarzyszy żona, grająca na wiolonczeli, do czego swoimi skrzypcami przybliżają się panowie z Ciśnienia. "JazzArt Underground" można śmiało uznać jako odsłonę Minimalizmu™, którą Janerka mógłby tworzyć.

9,2 Ciśnienie "JazzArt Underground" [wydanie własne 2019, rock eksperymentalny / post rock / jazz rock]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz