niedziela, 22 października 2017

Danziger "Danziger"




Danziger jest jeszcze grupą anonimową. Na takim poziomie, że kiedy sobie skądś zapisałem ten album do znalezienia i odsłuchania na później, to potem nigdzie nie mogłem tego znaleźć. Męczyłem się przez dłuższy czas, dopóki szczęśliwie nie trafiłem na źródło odnotowania (tak, Kulturalne pisanie). Wówczas byłem zadowolony, że będę mógł tego spokojnie słuchać. Jednak wbrew temu, co pisałem w kolejnym toaście na cześć polskiej alternatywy, nie nastawiam się od razu na zachwycanie się wszystkim, co aż tak niszowe. Spotykać takie projekty jest zawsze ekscytujące pod pewnym względem, ale bez przesady. Dlatego teraz, po pewnym czasie od zajęcia się tym, mam pewne niepewności do zapisania w sprawie ich pierwszego wydawnictwa.

Zacznę od wokalu, bo to w sumie wydaje mi się najprostsze do wytłumaczenia. Nie chodzi mi o barwę głosu, każdy ma swoją i nawet tak legendarna pozycja jak "Nowa Aleksandria" tylko prosiła się tutaj o podejrzenia. Na tej samej zasadzie spokojnie akceptuję dokonania Mietalla Walusia (pamiętacie o nim? niedługo wraca z nowym wydawnictwem). Chodzi mi tutaj o sposób jego wykorzystania, który to jest melodyjny i stabilny, jednak dość nieśmiały i nienasycający. Brakuje tutaj mimo wszystko pewności siebie (z życia wiem, że nie jest ostatecznie przesadnie wskazana), wyraźnego podejścia do materiału, czuć nonszalancję. Dodatkowo rozkojarza mnie akcent wokalisty w utworach angielskich, który brzmi trochę zbyt prosto i się prosi o dalszy rozwój, mimo że nie jest najgorzej.

Teksty jak to teksty, jest ten bunt, jest rozczarowanie i potrzeba skargi, co szczególnie dzisiaj okazuje się bardzo zrozumiałe. Na dodatek są bliższe normalnemu, klasycznemu punkowi (to jest styl całej płyty) niż dzisiejsze dokonania weteranów sceny. To mi się podoba. Z drugiej strony, są to jeszcze jedynie proste opowieści i obserwacje ("Mieszkamy w Kraju"), które mogą nie zaciekawić słuchaczy na zasadzie pewnej wtórności, zwłaszcza tych apolitycznych. Są zauważalne właśnie przez tę dziwną dosłowność, po której ja przynajmniej, przyzwyczajony do ciekawszych i ambitniejszych form (patrz The Pau), czuję znowu niedosyt. Na szczęście w ostatnim utworze - tytułowym, o Gdańsku - słychać pomysł na coś ambitniejszego, choć też jeszcze nierozszerzany.

Najlepiej wypada muzyka. Po części przemyślana na etapie napisana, niby mniej przy tym szybkim punkrockowym wykonaniu, ale jakby nie patrzeć, nie jest to nic bardzo nudnego do prześmiewczych zakątków sieci piętnujących dzisiejszy polski rock. W każdym razie można posłuchać, tutaj nie czuć żadnej wymuszonej pozy. Chociaż gdy tak sobie myślę, nie ma jej tu w ogóle, nawet jeśli zastanawia ta naturalna schematyczność. I tak w sumie mówiąc to dostrzegam, że self-titled Gdańszczanów to ostatecznie epka poszukująca frajdy w takim graniu, po prostu niekoniecznie dociekliwie; to jest całkiem sensowne i wzbudza szacunek. Dlatego ostatecznie, mimo zauważalnych niedostatków oraz ciągłego stosowania przez siebie zdań przeciwstawnych, życzę im dalszego rozwoju. I dalej jestem zadowolony, że znalazłem ten album.

6,5 Danziger "Danziger" [wydanie własne 2017, punk rock]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz