"Miasma", pomimo rozbudowanego (zwyczajnie jak na post-metal) montażu materiału, zasługuje równie dobrze na nieco krótszy tekst, gdyż jest to płyta prawie pozbawiona formalnych wypełniaczy. Nie ma zabawy w żadne szukanie nurtów. Jest granie. Nie ma czepiania się jednego klimatu na siłę, mimo obecności growlu. W każdym z utworów: chłodnym "In Nomine Pestis", dwuczęściowym emocjonalnym "Infected" i dostojnym "Beneath the Light", mamy prawidłowe rozkładanie trybu grania. Panowie wydają się bardzo dobrze wiedzieć, kiedy się zdystansować, kiedy zaśpiewać, kiedy wrzasnąć, kiedy zaatakować; mają czujność, że słuchacz będzie chciał czegoś nowego po pewnym czasie, chcą sami być na jego pozycji. Wszystkie kompozycje są rozmyślnie układane i prowadzone - mało, mamy jeszcze naturalne przejścia między nimi. Dzięki temu wszystkiemu "Miasma" celuje w pozycję tworu jednorodnego, lecz nie monotonnego. Sama treść. Tyle mam do powiedzenia, gdyż osobiście nie mogłem się pozbierać po pierwszym odsłuchu. Miałem drgawki, dreszcze, chodziłem po pokoju, szeptałem "cholera". Czułem się jak szarpnięty w inny wymiar. Dalej rozliczymy się na szczycie listy "Albumy 2017".
9,5 Rosk "Miasma" [wydanie własne 2017, post metal]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz