poniedziałek, 27 sierpnia 2018
Maciej Maciągowski "OGOG"
No więc* schemat jest bardzo przyjemny: weź różne syreno- i trąbkopodobne loopy i sample, rozwiń je i nakłuj kolczastymi podkładami, dodaj jeszcze trochę bębnów lub innych przeszkadzajek. Minialbum Macieja Maciągowskiego dla netlabelu Trzy Szóstki wydaje się highlightem roku w polskiej muzyce elekronicznej, gdyż świetnie pasuje do ostatnich trendów podziemia muzycznego (footwork, deconstructed club) i mógłby nawet nadać im siły z taką dynamiką. Niestety**, tylko się wydaje, bo w rzeczywistości to zaledwie poprawny produkt, o tyle lepszy, że nie jest albumem studyjnym. Pętle stworzone przez Macieja są ożywiające i prędkie, jednak tylko w pierwszych sekundach; zaskakująco szybko stają się po prostu tłem. Szczególnie kłopotliwy jest pierwszy "Metaworld Peace", gdzie otwierająca trąbka, brzmiąca jak wyjęta z cyrku lub ogrodu zoologicznego (sic, czytelniku) dość szybko zaczyna irytować i spowodowałaby utwór ledwo słuchanym, gdyby stanowiła go jako jedyna. Jako najlepszy utwór można by wskazać "Zozole", który do końca utrzymuje najwięcej świeżości lub "Roreal" z udanymi bębnami. To jednak dalej nie jest prawdziwie angażująca muzyka, która mogłaby być sprytniejsza, próbując wprowadzić w trans, a tymczasem niewiele się w niej dzieje, czego chyba się po tym nie oczekuje. Mam jednak nadzieję, że autor "OGOG" jeszcze się rozkręca i w pewnym momencie osiągnie coś ciekawszego.
* Albo polonistki uczulające, że "nie zaczynamy zdania od 'no więc'!"...
** Słowo nadużywane przez redakcję Filmweb
6,6 Maciej Maciągowski "OGOG" [Trzy Szóstki 2018, footwork]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz