czwartek, 30 listopada 2017

Factory Floor "2525+5"




Nie mam pojęcia, jak to było za czasów ich debiutu, rzekomo rewolucyjnego i nowatorskiego. Nie słuchałem go jeszcze, z ludzkiego roztargnienia. Jestem za to wielkim fanem, prawie szalikowcem genialnego "25 25". Oceniłem ten album w podsumowaniach 2016 jako najlepszy zagraniczny z tamtego roku; "Elite Feline" jako jedyny znalazł się wyżej, ale zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie powinno to być na odwrót. Okazja do rozstrzygnięcia będzie miała miejsce przy omówieniu dekady. Tymczasem, "25 25" to taka bezpośrednia, rytmiczna, transowa i po prostu ciągnąca za pysk muzyka tech house z charakterem industrial (nie dziwią powiązania z Throbbing Gristle, którzy w sumie ten gatunek wymyślili). Swego czasu tak mnie zahipnotyzowała i uzależniła, że nie miałem innego pomysłu na recenzję niż reklama-agitka. Jeśli proste słowa zmuszają do prostych słów, to znaczy, że są skuteczne.

A teraz mamy "2525+5" - składankę "remiksy / strony B". Pewnie ktoś będzie się zastanawiał, jaki jest cel ich wydawania, czy nie jest to przypadkiem odcinanie kuponów, czy może wyraz kaprysu artystycznego, czy nawet jeszcze wydawniczy ekshibicjonizm. Jako sympatyk tradycyjnej, młodopolskiej "sztuki dla sztuki", jestem za, dopóki to jest dobra muzyka. Jak się rzekło, "25 25" był genialny, więc można było się rozczarować i zniesmaczyć, że profanacja, ale nie do końca. Jeśli sama treść jest spoko, to w innej formie nie powinna wiele stracić. Stąd też "2525+5" jest takim trochę testem dla płyciwa z 2016, zakwestionowaniem (i to na własną prośbę, hmmm!) jego daty ważności.

"Dial Me In - Club Mix" i oryginalny "Work It Out" pochodzą jeszcze ze wspólnego wydania na singlu "Dial Me In". Prawidłowa wersja tego pierwszego była oparta na głębokiej, rytmicznej pętli - miks klubowy przynosi nieco inną melodię, mniej wyrazistą, mniej dopowiedzianą, a w zamian bardziej przestrzenną i szeroką. Najbardziej cieszy w nim wykorzystywanie bardzo charakterystycznego dźwięku koło-perkusyjnego (znowu ta niewiedza teorii muzycznej, ale co mi tam), znanego podobno ze stylu Miami Bass, a na pewno z hitów lat 80-tych typu "Supersonic" JJ Fad i "I Wanna Dance with Somebody (who Loves Me)" legendarnej Whitney Houston. "Work It Out", jedyny rasowy i ideologiczny przedstawiciel strony B, wydaje się średnio pasować do całej płyty i słusznie przyjść dopiero tutaj z uwagi na większą transowość. Wyróżniają go bowiem szurający, spiralny i ledwo regularny motyw na syntezatorze oraz oklaski, które włączają się na dłuższy czas, a gdy się kończą, to wpuszczają w płynne rozkręcenie, mimo że przed nimi utwór brzmi właściwie tak samo.

Dalej mamy remiksy trzech być może najmocniejszych utworów z "25 25": "Ya" w wersji Klary Lewis, "Relay" w remiksie Charlesa Maniera i "Wave" w interpretacji Jlin. Pierwsze to zwolniony pod względem tempa (nie mówię o natężeniu wykonania, z którym tak często mylicie pojęcie "tempo"!) i rozrzedzony odpowiednik oryginału, wypadający dość psychodelicznie, kojąco i nietanecznie. Bardziej przypomina to jakąś relację z metra, z tymi swoimi odgłosami. Brakuje mi tu oczywiście tego pana, co mówił rytmicznie "ya ya ya ya" co pewien czas w oryginale oraz niektórych kawałeczków, ale reszta elementów została zachowana i jeszcze wykonana w dobrej kolejności.

"Relay" Maniera nie brzmi jak tamten zwykły "Relay", który zawdzięczał swoją moc zaczepiającej, neurotycznej i bijącej jak z biczu pętli, lecz pozostawiono to przekąśliwe wykorzystanie próbek głosu. Reszta remiksu to taka dziwna, niejednoznaczna mgła footworkowa, która w sumie nie pozwala się opisać. Ciekawy jest zaś przypadek zamykacza minialbumu, czyli "Wave" po przekształceniu przez Jlin. Tę zdolną, ale kapryśną producentkę juke znam lepiej pod pozostałych autorów remiksów wskutek rzutu uchem i opisania przeze mnie "Black Origami". Jej wykon z jednej strony jest daleki od oryginału, nawet bardziej niż nowy "Relay" od starego, bo z pierwotnej wersji zostały tu tylko ślady syntezatorów, natomiast z drugiej już dzięki tym jedynym śladom jest to jej najlepiej odróżnialne dokonanie. Poza tym to jest typowa Jlin, która rzuca skoczny rytm, który chce być skoczny, ale poza kawałeczkami w drugiej połowie skoczny być nie potrafi przez jakieś dziwne sample.

"2525+5" jako sprawdzian tej daty ważności zasługuje na zaliczenie. Pojedyncze niedomówienia i dezorientacje nie pozwalają zapomnieć, czym się tu wszyscy bawią - niektóre stare elementy po prostu zmieniono, a dalej jest to zimne i powykręcane industrial techno. Remiksy od zawsze powinny były wahać się z odpowiednim dystansem między znanym a nieznanym.

8,8 Factory Floor "2525+5" [DFA 2017, tech house / industrial techno / footwork / ambient techno]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz